Dwa lata temu w Belgradzie było jeszcze piękniej – 12 medali, w tym 7 złotych, ale nie można narzekać na polskie starty w Glasgow: 7 medali, 5 złotych i 2 srebrne to też świetny wynik i zapowiedź dobrych startów latem. Przy okazji, jeśli ktoś lubi takie wyliczenia – Polska zdobyła w niedzielę 60. złoty medal halowych mistrzostw Europy.
Oczywiście w takich statystykach bywają pułapki – Wielka Brytania startowała u siebie doskonale, wywalczyła w Emirates Arena 12 krążków (6-4-2), ale ten jeden złoty mniej oznaczał miejsce za Polską.
Dorobek powiększyły w niedzielę przede wszystkim panie, lecz trzeba oddać, co należne, kapitanowi reprezentacji – Marcinowi Lewandowskiemu. Obronił tytuł z Belgradu na 1500 m w sposób mądry i efektowny. Zabrał drugie złoto sprzed nosa norweskiemu młodzieńcowi o wielkich aspiracjach – Jakobowi Ingebritsenowi, który już w piątek wygrał bieg na 3000 m i głośno obiecywał powtórkę na krótszym dystansie.
Nie udało się, Lewandowski trzymał się za plecami Norwega do ostatniego okrążenia, bez trudu kontrolował próby ucieczki, a gdy przyszedł czas, na 200 m przed metą ruszył do mety w tempie niedościgłym dla nastoletniego rywala.
– Utarłem nosa młodemu, który zapewniał, że jego celem są dwa złota. Byłem pewien, że ze mną nie będzie to łatwe. Udowodniłem to, załatwiłem dla mnie najważniejszą sprawę – mówił mistrz Europy do kamer TVP, zanim pochwalił całą reprezentację.