Wprawdzie nie lśni aż tak jak legendarny Excalibur mitycznego króla Artura, ale i tak zadziwia specjalistów niezwykłe małym stopniem zniszczenia. Mierzy 92,8 cm, aktualnie zajmują się nim konserwatorzy w laboratoriach Muzeum w Oslo.
Odkryli go przypadkiem, pod koniec września tego roku, dwaj myśliwi polujący na renifery, w skalistym terenie, na wysokości 1650 m n.p.m., w regionie Oppland. Nie wiadomo, skąd wzięła się tam ta broń. Być może zgubił ją jej posiadacz, na przykład w czasie polowania w zamieci śnieżnej. Rękojeść była częściowo zanurzona w rumowisku skalnym, cała głownia, czyli ostrze, wystawała z niego.
Nie zardzewiał
Miecz wyłonił się z powodu ocieplenia klimatycznego. Zjawisko to w ostatnich latach powoduje w górzystych regionach Norwegii topnienie pokrywy śnieżnej i lodowej.
Według wstępnych ustaleń zabytek ten powstał między 800 a 950 rokiem. Ponad tysiąc lat stykał się z lodem i śniegiem, a jednak zniszczeniu uległa tylko wykładzina rękojeści, zapewne drewniana lub skórzana, natomiast na ostrzu niemal nie widać śladów rdzy.
Dr Vegard A. Vike z Wydziału Nauk o Ziemi Uniwersytetu w Bergen odkrył na głowni miecza ślady porostów z gatunku Rhizocarpon geographicum, ich roczny przyrost jest minimalny, rzędu pół milimetra, a to oznacza, że miecz zetknął się z powietrzem niedawno, dopiero wtedy, gdy stopniał lód i śnieg.