– Jesteśmy tam traktowani jako europejskie marki, które produkują w oparciu o najbardziej wyśrubowane na świecie wymogi prawne gwarantujące bezpieczeństwo konsumenta – podkreśla Blanka Chmurzyńska-Brown, dyrektor generalna PZPK. Dodaje, że przybywa polskich marek (szczególnie w makijażu i kosmetykach pielęgnacyjnych), które rozwijają sprzedaż w krajach Bliskiego Wschodu. Rośnie też eksport na Daleki Wschód – sprzedaż w Chinach przestała już być odległym planem na przyszłość, a dla wielu firm stała się rzeczywistością. – O ile kraje Europy Zachodniej podchodzą do firm z naszego regionu z rezerwą, o tyle na rynkach Bliskiego Wschodu czy Azji takich uprzedzeń nie ma. Jesteśmy kojarzeni z Unią Europejską, a jakością produktów, ceną, innowacyjnością i elastycznością wygrywamy nawet z konkurencją o ugruntowanej renomie i tradycji, np. z Francji – podkreśla Katarzyna Furmanek, prezes firmy Floslek, która w 2016 r. niemal podwoiła przychody z eksportu.
– Świat stoi dzisiaj otworem przed polskimi firmami kosmetycznymi – twierdzi Henryk Orfinger, prezes Dr Irena Eris SA. Ubiegłoroczny, ponad 13-proc. wzrost przychodów firmy (do 204 mln zł) był w dużej mierze zasługą szybko rosnącego eksportu. Zagraniczna sprzedaż produktów rodzinnej spółki, które trafiają już do ok. 50 krajów, ma już 20-proc. udział w jej przychodach, a docelowo ma sięgnąć 50 proc. Podobny trend widać w wielu polskich firmach – w tym w największej, Ziai, której eksport rośnie cztery razy szybciej (ponad 40 proc. w 2016 r.) niż sprzedaż w kraju.
Kontrakt z Zachodu
Jak jednak wynika z danych GUS, największym rynkiem dla kosmetyków Made in Poland pozostaje Europa Zachodnia (także dlatego, że swoje produkty wysyłają tam polskie fabryki globalnych firm). Ten drugi co do wartości rynek urody w świecie w tym roku ma urosnąć o 1,3 proc. – najmniej spośród wszystkich regionów. Jak przypomina Deloitte, niektóre z największych rynków kosmetycznych (Francja i Włochy) w ostatnich latach realnie spadły. Według danych Euromonitor International największy w Europie rynek niemiecki powiększył się w latach 2014–16 tylko o 0,5 mld euro (do 16,2 mld euro). Co prawda konsumenci na zachodzie Europy kupują coraz więcej kosmetyków, ale częściej niż kiedyś szukają okazji cenowych (także w internecie). Przekonują się też do marek własnych (private label) dużych sieci handlowych, w tym dyskontów i marketów ogólnospożywczych, które mocno rozbudowują działy urody, rozwijając własne marki.
Szukają więc sprawdzonych producentów kosmetyków, którzy zapewnią dobrą jakość przy atrakcyjnej cenie. Jak podkreśla Joanna Popławska, prezes PZPK i wiceprezes ds. produkcji w Oriflame Global, w branży kosmetycznej jesteśmy postrzegani jako liczący się producent dobrej jakości kosmetyków z bardzo dobrą proporcją jakości do ceny. To sprawia, że polskie firmy są silnym graczem na rynku produkcji kontraktowej – na zlecenie zachodnich kontrahentów, w tym międzynarodowych sieci handlowych. Część firm (w tym MPS Koszalin, Colep Polska czy Tatra Spring) specjalizuje się w takiej produkcji, ale realizacją zamówień dla zewnętrznych, bardzo często zagranicznych odbiorców, wspierają swój biznes również firmy, które rozwijają swoje silne marki. – Od dwóch–trzech lat wyraźnie przybywa zamówień kontraktowych z zagranicy. Duża część niemieckich kosmetyków, w tym marek własnych czołowych niemieckich sieci, jest produkowana w Polsce – twierdzi Józef Szmich, wiceprezes Delia Cosmetics. Jedną czwartą jej przychodów zapewnia produkcja na zlecenie zachodnich klientów, ale jeszcze szybciej rośnie eksport pod marką firmy.
Krzysztof Pałyska z Bell ocenia, że produkcja na zlecenie w większości zachodnich firm zapewni w tym roku przedsiębiorstwu niemal połowę przychodów. Jak przewiduje prezes PSZK, produkcja kontraktowa w najbliższych latach powinna się w Polsce prężnie rozwijać – także ta z wyższą marżą, gdyż coraz więcej zachodnich firm zleca u nas nie tylko wytwarzanie, ale również opracowanie receptury i całego produktu.