Rządy są przyzwyczajone do nadzorowania osobno banków, telekomów, mediów i innych firm świadczących usługi uznane za niezbędne dla konsumentów. Portale społecznościowe nie wydają się niezbędne, choć angażują ludzi znacznie bardziej niż bankowość. Ale nawet gdyby rządy chciały zwiększyć nadzór nad firmami technologicznymi, byłoby to trudne. Wystarczy zobaczyć, jak wygląda egzekwowanie od nich podatków. Pewna firma doradcza zbadała na nasze zlecenie, jakie podatki płacą w Hiszpanii cztery największe platformy internetowe. Okazało się, że łącznie jest to około 6 mln euro, co przy miliardach euro, które zarabiają na hiszpańskim rynku, jest kwotą znikomą. Przypuszczam, że podobnie wygląda to w większości krajów UE. Zdaję sobie sprawę, że firmy technologiczne przynoszą wiele korzyści, że są innowacyjne i wywołują korzystny dla wszystkich ferment, ale to musi się odbywać na jasnych regułach.
Skoro usługi bankowe świadczy dziś wiele instytucji niebędących bankami, to czym właściwie jest dziś bank? Jak pani widzi rolę banków?
Istotą banku jest zaufanie, odpowiedzialność. Oczywiście, zaufanie jest ważne dla wszystkich firm, ale dla banków jest nieodzowne, i to nas wyróżnia. Ważne życiowe decyzje dotyczące oszczędzania na studia dla dziecka, rozpoczęcia działalności biznesowej czy zakupu nieruchomości wymagają zaufania do banku. Nasz cel jest ciągle ten sam, choć zmienia się to, jak go realizujemy: chcemy pomagać indywidualnym klientom i firmom prosperować. Zwycięskim modelem działalności będzie według mnie połączenie usług cyfrowych i bezpośredniego kontaktu z klientami. Dlatego Santander będzie miał nadal wiele placówek. Obecnie, pomijając instytucje chińskie, mamy ich więcej niż jakikolwiek inny bank, ponad 14 tys. Będziemy jednak także coraz bardziej przekształcać się w platformę usługową. To znaczy, że chcemy w jednym miejscu zapewniać klientom dostęp do najlepszych usług, nie zawsze finansowych. Dlatego np. w Polsce, podobnie jak w Wielkiej Brytanii, rozwijamy wiele usług dla małych firm, chcemy pomagać im w eksporcie, marketingu, a nawet rekrutacji. A jeśli sami nie jesteśmy w stanie tego zrobić, kierujemy klientów do naszego ekosystemu.
W Europie – inaczej niż w USA – banki zawsze dominowały jako źródło finansowania firm. W efekcie małe firmy miały ograniczony dostęp do kapitału. Tę niszę zaczęły zapełniać inne instytucje, np. fundusze pożyczkowe. Pani uważa, że duże banki są zdolne do współpracy z małym biznesem?
My od dawna dostrzegamy potrzeby małych i średnich firm. Jeśli jest coś, co nas wyróżnia na świecie – oprócz liczby placówek – to jest to właśnie ilość klientów z tego segmentu. Mamy ich około 5 mln. Dzięki temu, że działają na różnych rynkach, pomagamy im nawiązywać współpracę, żeby np. polskie firmy mogły eksportować do Hiszpanii, Brazylii itd. Organizujemy nawet misje handlowe dla naszych klientów. Nasze usługi dla małych i średnich firm daleko wykraczają więc poza udzielanie pożyczek.
Santander jest trzecim bankiem w Polsce pod względem wielkości aktywów. Przed wami są jedynie dwa banki kontrolowane przez polski rząd. Czy wzrost udziału własności państwowej w polskim sektorze bankowym w ostatnich latach jest dla pani niepokojący?