O przyszłości branży chemicznej zadecyduje jej innowacyjność

Jeśli europejskie firmy mają konkurować z produktami wytwarzanymi w krajach, gdzie nie ma norm emisyjnych, to ta różnica w kosztach musi zostać zrekompensowana – apeluje Martin Laudenbach, członek rady nadzorczej Ciechu.

Publikacja: 10.09.2020 21:00

O przyszłości branży chemicznej zadecyduje jej innowacyjność

Foto: materiały prasowe

Europejski przemysł chemiczny stoi przed potężnymi wyzwaniami. Zaostrzająca się polityka klimatyczna i rosnące koszty produkcji powodują, że firmom coraz trudniej walczyć z konkurencją z innych regionów świata. Jaka przyszłość stoi przed branżą?

MARTIN LAUDENBACH: Zielona transformacja to ogromne wyzwanie, ale też szansa dla całej europejskiej branży chemicznej na objęcie pozycji globalnego lidera. W ostatnich latach duża część inwestycji w produkcję chemiczną przeniosła się do Chin i Indii, gdzie warunki dla prowadzenia takiego biznesu są korzystniejsze. Wciąż jednak europejski przemysł chemiczny jest mocnym graczem w skali globalnej. Wystarczy spojrzeć, jak wiele produktów wytwarzamy lokalnie – od podstawowych wyrobów chemicznych, po specjalistyczne, innowacyjne artykuły. Myślę, że naszą mocną stroną powinny być innowacje. Prawdą jest, że dziś wiele innowacyjnych technologii sprowadzamy z Azji. Jednakże innowacyjność zawsze była czynnikiem sukcesu dla europejskiej branży chemicznej i dziś może po raz kolejny okazać się najlepszym rozwiązaniem, szczególnie w obliczu wyzwań związanych ze zrównoważonym rozwojem. Musimy jednak mieć pewność, że poziom wymagań związany z redukcją śladu węglowego czy zużywanych surowców obowiązuje wszystkich na równych zasadach.

Polskie firmy mają nieco trudniej, bo nasza gospodarka jest mocno zależna od węgla.

Z pewnością duża zależność od węgla, którą obserwujemy też przecież w Niemczech, jest poważną przeszkodą w obliczu unijnej polityki klimatycznej, nastawionej na zmniejszenie emisji CO2. Natomiast jeśli będziemy opóźniać zmiany, uparcie trwać w starym systemie, to nie będzie żadnej transformacji. Doprowadzi to do likwidacji firm i miejsc pracy. Dziś nie ma już alternatywy dla zrównoważonego rozwoju. Nie możemy trzymać się dotychczasowego modelu, bo tak jest łatwiej i taniej. Natomiast kiedy zdecydujemy się na zmiany, to otworzymy się na dyskusję o tym, jak ta transformacja powinna przebiegać. Redukcja emisji CO2 pociąga za sobą nowe inwestycje i stanowi impuls dla działalności badawczo-rozwojowej. Firmy mogą sięgnąć po publiczne wsparcie, które pomoże rozwijać nowe technologie. Wiem, że transformacja jest trudna i wymaga czasu. To nie sprint, a raczej maraton. Ale jeśli rozrysujemy sobie mapę, ścieżkę dojścia do celu, to zobaczymy wiele możliwości.

Największe koncerny chemiczne pracują nad przełomowymi technologiami, które mogą uczynić procesy produkcyjne zeroemisyjnymi. Czy tak właśnie pana zdaniem wyglądać będzie przyszłość tej branży w Europie?

Wierzę, że na całym świecie. Niedawno spędziłem trzy lata w Chinach i przyglądałem się, jak ten kraj się zmienia. Muszę przyznać, że skala inwestycji jest tam imponująca i Chiny są dziś na dobrej drodze, by stać się inkubatorem innowacji. W Europie przyjęło się, że chińskie produkty są tanie, a produkcja brudna przez wysokie emisje zanieczyszczeń, ale to się zmienia. Tak więc czy jako Europa jesteśmy sami? Nie, mamy Chiny, które mocno inwestują w zaawansowane technologie, mamy USA, które chcą być potentatem w produkcji materiałów najnowszej generacji, bez których ta transformacja nie jest możliwa. Na szczęście wiele europejskich firm, zwłaszcza tych największych, ma odpowiednie możliwości i może sobie pozwolić na opracowywanie przełomowych rozwiązań i technologii.

A więc o przyszłości polskiej i europejskiej chemii zadecyduje poziom innowacyjności?

Tak już się dzieje. Innowacyjne technologie produkcji i zaawansowane materiały stanowią dziś o sile europejskich przedsiębiorstw. I tu pojawia się ważne zadanie dla UE oraz wszystkich krajów członkowskich, by ustaliły odpowiednie ramy prawne dla rozwoju innowacji i dla ochrony lokalnego przemysłu przed nieuczciwą konkurencją. Jeśli europejskie firmy będą musiały konkurować z produktami wytwarzanymi w krajach, gdzie nie ma norm emisyjnych, to ta różnica w kosztach musi zostać zrekompensowana. W przeciwnym razie, starając się sprostać wyzwaniom zrównoważonego rozwoju na własnym terenie, utracimy konkurencyjność w rywalizacji z globalnymi graczami.

W jakiej perspektywie możemy dojść do momentu, że przemysł będzie niskoemisyjny i jednocześnie zyskowny?

Tak jak już wspomniałem – ta transformacja to maraton. To nie jest kwestia kilku lat. Myślę jednak, że za 10–15 lat możemy doprowadzić do sytuacji, że będziemy w stanie zwiększać produkcję bez dodatkowej emisji CO2. Trwają prace nad nowymi metodami produkcji, ale trudno dziś przewidzieć, jak szybko technologie te zostaną wdrożone na większą skalę. Są też koncerny, które pracują nad wykorzystaniem CO2 jako surowca. Wierzę, że europejski przemysł chemiczny może być jednocześnie zyskowny i przyjazny dla środowiska. Przez długi czas miał ogromną presję, by równoważyć przewagi innych regionów – niskie koszty pracy w Azji czy łatwiejszy dostęp do surowców na Bliskim Wschodzie. Teraz jest nowa presja, ale jestem przekonany, że branża w UE znajdzie drogę do utrzymania rentowności pomimo wysiłku, jaki wkłada w zmniejszanie swojego wpływu na środowisko.

Unia Europejska to wciąż dobre miejsce do inwestowania w przemysł chemiczny?

Spójrzmy na nasze atuty. Mamy relatywnie dobry system edukacyjny, zdrową konkurencję pomiędzy krajami członkowskimi, rozwinięty obszar badań i rozwoju, nowoczesne laboratoria, co stanowi potencjał do tworzenia nowych rozwiązań i produktów. Ja bym więc zapytał inaczej: czy Europa jest dobrym miejscem do inwestowania w chemiczne innowacje? I na to pytanie odpowiem: zdecydowanie tak.

Jak pandemia koronawirusa zmieni przemysł chemiczny?

Nie sądzę, by nastąpiły istotne zmiany w najbliższym czasie. Pandemia pokazała, że krytycznym punktem są łańcuchy dostaw i tu jest przestrzeń do pewnych udoskonaleń na różnych poziomach. Rządy poszczególnych krajów muszą zdecydować, jakie produkty chcą magazynować ze względów bezpieczeństwa. Mówię tu np. o maskach ochronnych. W przypadku chemii trudnością jest to, że mamy do czynienia z długim łańcuchem wartości. Nie możemy sobie pozwolić na to, by cały ten łańcuch mieć w Europie. Niektórych surowców nie mamy przecież na naszym kontynencie, musimy je importować. Ale powinniśmy zdecydować, które wyroby chcemy produkować na miejscu, a które lepiej zabezpieczyć w kontraktach z dostawcami spoza Europy.

Czy wojny handlowe między krajami mogą być równie wielkim ryzykiem dla branży jak pandemia?

Moim zdaniem to największe ryzyko. Dziś skupiamy się na zbudowaniu zrównoważonego modelu biznesowego, który będzie zyskowny i konkurencyjny. W moim odczuciu Covid-19 jest czymś w rodzaju katalizatora, który kazał nam przyjrzeć się biznesowi bardzo dokładnie i przyspieszył podejmowanie pewnych decyzji. Natomiast większym wyzwaniem, zwłaszcza dla międzynarodowych firm, jest to, że relatywnie stabilny świat, w którym funkcjonowaliśmy przez dłuższy czas, właśnie dobiega końca. Na jego dwóch biegunach mamy USA i Chiny, których relacje są trudne i skomplikowane, a my utknęliśmy pośrodku nich. Z punktu widzenia firm o globalnej skali działania to coraz poważniejszy problem. Trzeba być gotowym na polityczne odwety, na regulacje utrudniające prowadzenie biznesu. To także polityczne wyzwanie dla UE, która w mojej ocenie, powinna wykorzystać wielkość swoich mocy produkcyjnych i wspólnego rynku, by stać się trzecim graczem na światowej scenie. Myślę, że zmiany w geopolityce, które obserwujemy, będą miały znacznie większy wpływ na biznes chemiczny i będą dla branży większym wyzwaniem niż trwająca obecnie pandemia.

CV

Martin Laudenbach od maja 2020 r. zasiada w radzie nadzorczej Ciechu – polskiego producenta sody. Wcześniej związany był z międzynarodowymi koncernami chemicznymi. W przeszłości nadzorował m.in. biznes grupy Solvay w rejonie Azji i Pacyfiku (2010 –2017), a w latach 1988–2005 związany był z grupą BASF, zarządzając BASF Fine Chemical Division.

Europejski przemysł chemiczny stoi przed potężnymi wyzwaniami. Zaostrzająca się polityka klimatyczna i rosnące koszty produkcji powodują, że firmom coraz trudniej walczyć z konkurencją z innych regionów świata. Jaka przyszłość stoi przed branżą?

MARTIN LAUDENBACH: Zielona transformacja to ogromne wyzwanie, ale też szansa dla całej europejskiej branży chemicznej na objęcie pozycji globalnego lidera. W ostatnich latach duża część inwestycji w produkcję chemiczną przeniosła się do Chin i Indii, gdzie warunki dla prowadzenia takiego biznesu są korzystniejsze. Wciąż jednak europejski przemysł chemiczny jest mocnym graczem w skali globalnej. Wystarczy spojrzeć, jak wiele produktów wytwarzamy lokalnie – od podstawowych wyrobów chemicznych, po specjalistyczne, innowacyjne artykuły. Myślę, że naszą mocną stroną powinny być innowacje. Prawdą jest, że dziś wiele innowacyjnych technologii sprowadzamy z Azji. Jednakże innowacyjność zawsze była czynnikiem sukcesu dla europejskiej branży chemicznej i dziś może po raz kolejny okazać się najlepszym rozwiązaniem, szczególnie w obliczu wyzwań związanych ze zrównoważonym rozwojem. Musimy jednak mieć pewność, że poziom wymagań związany z redukcją śladu węglowego czy zużywanych surowców obowiązuje wszystkich na równych zasadach.

Pozostało 85% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację