Spodziewamy się bardzo udanego 2021 roku

Naszym celem jest osiągnięcie pozycji jednej z 4-5 największych agencji zatrudnienia na świecie pod względem przychodów i udziałów rynkowych – mówi Stefano Colli-Lanzi, dyrektor generalny Gi Group, inwestor w Work Service.

Publikacja: 04.02.2021 21:00

Spodziewamy się bardzo udanego 2021 roku

Foto: materiały prasowe

Pandemia Covid-19 to dla firm, w tym agencji zatrudnienia, sporo nowych wyzwań, ale i szanse. Czy w przypadku Gi Group jest to bardziej szansa czy wyzwanie?

Jedno i drugie. Pandemia stwarza nowe szanse, lecz jest również wyzwaniem,

co było szczególnie widoczne w pierwszych miesiącach 2020 r., gdy bez żadnego przygotowania wprowadzono wyjątkowo ścisły lockdown, poczynając od Włoch, naszego głównego, macierzystego rynku. Wiosną ub.r. nasz rynek został praktycznie zablokowany. Potem jednak, po zniesieniu lockdownu, nastąpiło dość silne odbicie, szczególnie na rynku pracy tymczasowej i outsourcingu, bo pracodawcy potrzebowali pracowników, których jednak obawiali się zatrudniać na stałe. Pandemia pokazała natomiast – także w Gi Group, która zatrudnia 5 tys. osób w 28 krajach – ogromne możliwości elastycznej reakcji na kryzys. Nasi ludzie wykazali bardzo silną motywację, by w tych bardzo trudnych warunkach w miarę normalnie pracować.

W rezultacie drugie półrocze 2020 r. było dla nas bardzo dobre, znacznie lepsze niż w 2019 r. i najlepsze w historii Gi Group. Wypadliśmy też znacznie lepiej niż ogół branży, co pozwoliło nam niemal wszędzie zwiększyć nasze udziały rynkowe.

W rezultacie zakończyliśmy 2020 r. z 2,5 mld euro przychodów, czyli na poziomie 2019 r., pomimo bardzo trudnych pierwszych miesięcy. Pandemia, która ma bardzo silny wpływ na rzeczywistość, pokazała nam bardzo pozytywną rzecz: warunki zewnętrzne są istotne, ale nie mają aż tak dużego wpływu, jeśli mamy jasno określony cel, ustalony kierunek działania, no i kompetencje, a zwłaszcza – energię, by pokonywać trudności. A my, działając od 21 lat, zawsze mieliśmy długoterminowy cel i kierunek rozwoju.

Sądzi pan, że to ożywienie w usługach HR z drugiej połowy 2020 r. przedłuży się na 2021 r.?

Na razie wydaje się, że tak. Mamy obecnie dużo wyższe zatrudnienie w przeliczeniu na pełne etaty (FTE) w porównaniu z początkiem 2020 r., co jest również efektem przejęć. Akwizycje są częścią naszej strategii, zaś w obecnych warunkach, mając silną pozycję rynkową, jesteśmy bezpiecznym i atrakcyjnym partnerem dla firm i pracowników. W naszej branży, jeśli kupuje się firmę, to najważniejsza jest umiejętna integracja ludzi. Muszą poczuć się częścią połączonej organizacji, bo w przeciwnym razie odejdą.

Sądzę, że w przeprowadzonych w 2021 r. akwizycjach nam się to udało. W rezultacie w pracy tymczasowej mamy obecnie o ok. 20 proc. większe zatrudnienie niż przed rokiem. Nieco słabiej jest z rekrutacją stałą, a to ze względu na obostrzenia i sytuację rynkową, która zniechęca wiele osób do zmiany pracy. Myślę jednak, że gdy tylko warunki epidemiologiczne pozwolą na powrót do względnej normalności, to w rekrutacji i selekcji stałych pracowników nastąpi boom. Spodziewamy się więc bardzo udanego 2021 r. – zarówno ze względu na lepsze warunki rynkowe, jak i nasze mocne strony, które potwierdziły się w czasie pandemii. Przewiduję, że na koniec 2021 r. osiągniemy 3 mld euro przychodów, a w ciągu trzech–czterech lat planujemy dojść do 6 mld euro.

Wspomniał pan o akwizycjach – ile firm już kupiliście?

Około 40. Zaczęliśmy akwizycje w 2004 r., a trzy lata później wyszliśmy z nimi za granicę. Początkowo traktowaliśmy przejęcia jako sposób wejścia na nowe rynki, co było dość ryzykowne. Wprawdzie kupno działającej firmy może się wydawać łatwiejsze niż rozkręcanie biznesu od początku, lecz w praktyce łączenie nowej firmy z nowego rynku jest dość skomplikowane. Dzisiaj, gdy działamy już w wielu krajach, stawiamy tam raczej na konsolidację. Zdecydowana większość ubiegłorocznych transakcji była uzupełnieniem naszej dotychczasowej działalności, tak by zwiększyć skalę biznesu i udział w rynku. Celem Gi Group jest osiągnięcie pozycji jednej z największych agencji zatrudnienia na świecie – pod względem przychodów i udziałów rynkowych. Nasza strategia zakłada, że będziemy jedną z czterech–pięciu firm w tej branży, które będą w stanie wykorzystać

w pełni efekt skali swojego podstawowego biznesu wraz z jego infrastrukturą. Będzie ona podstawą do rozwijania wielu różnych usług. Właśnie to – w różnych proporcjach – było celem przejęć, które zrealizowaliśmy w 2020 r. roku w Brazylii, Hiszpanii oraz w Polsce. Kupiliśmy tu Work Service – dużą firmę, lecz obarczoną sporymi wyzwaniami, które zagrażały jej dalszej działalności, a były efektem złego zarządzania w przeszłości.

Jak dużo Gi Group zainwestowała w Polsce?

Dotychczas zainwestowaliśmy 35 mln euro. Zaczęliśmy od akwizycji niewielkiej firmy i trochę czasu zajęło nam dostosowanie jej do naszych standardów, a także zrozumienie specyfiki rynku. Niedawno kupiliśmy działającą również w innych krajach firmę rekrutacyjną Grafton. Natomiast w przejęcie Work Service zainwestowaliśmy dotychczas ok. 20 mln euro, przy czym ten proces jeszcze nie jest zakończony. Jesteśmy pewni, że dzięki integracji spółki z naszymi pozostałymi firmami w Polsce osiągniemy tutaj jeśli nie pozycję lidera, to gracza ze ścisłej czołówki – solidnego, zyskownego i zdolnego dostarczać wartość dla rynku. W Work Service znaleźliśmy wiele cennych kompetencji, bardzo dobrych ludzi: świetny zespół, z którym będziemy mogli wiele osiągnąć, dając powody do zadowolenia wszystkim akcjonariuszom.

Czy podczas wcześniejszych przejęć Gi Group miała podobne problemy jak teraz w Polsce, gdzie grupa akcjonariuszy, w tym założyciel Work Service, Tomasz Misiak, walczy z wami w sądach?

Skłamałbym mówiąc, że podczas 40 zrealizowanych przejęć nie było żadnych problemów. Te nieliczne, jakie dotychczas mieliśmy podczas akwizycji wynikały zwykle z jednego powodu - nierzetelnych ludzi. Negocjujemy twardo, ale staramy się wszystko uzgodnić przed zawarciem transakcji. Tak też było w przypadku Work Service. Była to dla nas najbardziej skomplikowana operacja, gdyż po raz pierwszy przejmowaliśmy spółkę publiczną, notowaną na giełdzie. Gdy zaczęliśmy rozważać kupno Work Service i bliżej się jej przyglądać poważnie zaniepokoiła nas nie tylko bardzo zła kondycja firmy, ale też jej skomplikowana struktura. Dlatego też przed podjęciem decyzji o inwestycji w Work Service zawarliśmy z dotychczasowymi akcjonariuszami porozumienie, które pozwoliłoby nam przejąć co najmniej 55 proc, akcji i uzgodniliśmy warunki obniżenia zadłużenia spółki wobec instytucji finansowych. Było to naszym warunkiem wejścia do firmy, która technicznie była bankrutem. Negocjacje były bardzo długie i trudne. No i teraz, po zakończeniu tego bardzo trudnego procesu dowiadujemy się, że jeden z akcjonariuszy podważa zawartą już umowę. Dla nas takie podejście jest niezrozumiałe, tym bardziej, że działamy na rynku pracy, na którym bardzo ważne jest tzw. compliance - przestrzeganie reguł i zasad.

Wygląda więc na to, że czeka nas długi spór sądowy wokół Work Service…

Być może, lecz dla nas ten spór to tylko jeden problem w ramach dużo większego, długoterminowego projektu, jakim jest Work Service.
Jesteśmy przyzwyczajeni do zarządzania wyzwaniami, choć trudno jest mi zaakceptować nierzetelność związaną z podważaniem zawartych już umów. Jesteśmy więc przekonani, że decyzja sądu o zamrożeniu naszych praw do akcji jest tymczasowa i zostanie zmieniona w najbliższych tygodniach. Nie mamy zamiaru ulegać presji pana Misiaka i nie cofniemy się nawet o centymetr.

Uchwałę o nowej emisji bez prawa poboru zaskarżyło również kilku innych, drobnych akcjonariuszy występujących w obronie interesów drobnych inwestorów.

Rozumiemy ich interesy. I chociaż nie mieliśmy dotychczas dużych możliwości działania w spółce, to, co już zrobiliśmy pozwoliło zwiększyć jej wartość dla akcjonariuszy. Work Service jest teraz dużo więcej wart niż wtedy, gdy go kupowaliśmy. Przynosi to również korzyść drobnym akcjonariuszom. Warto też zwrócić uwagę, że osoby skarżące uchwałę NWZA reprezentują bardzo drobną część akcjonariatu. Być może są to przyjaciele Tomasza Misiaka, albo ktoś, kto wykorzystując obecne warunki prawne próbuje uzyskać jakieś indywidualne korzyści dla siebie - nie tylko wbrew interesom Gi Group, ale także samej spółki. Nam zależy, by inwestycje Gi Group przynosiły korzyści wszystkim - również drobnym akcjonariuszom. Mieliśmy ich w niemal każdej firmie, którą kupiliśmy w ostatnich 10 latach. Ostatecznie 95 proc. z nich było zadowolonych, że wychodząc ze spółki mogli skorzystać finansowo na jej zwiększonej wartości - pomimo tego, że naszym głównym celem zawsze była budowa Gi Group, bo nie jesteśmy inwestorem finansowym a branżowym. Będziemy natomiast bronić interesów obecnych prawdziwych mniejszościowych akcjonariuszy a nie p. Misiaka, który nawet nie jest uprawniony do takiego statusu, gdyż wcześniej podpisał z nami umowę dotyczącą sprzedaży wszystkich swoich akcji. Potem trochę ich dokupił tylko po to, by móc wziąć udział w listopadowym Walnym Zgromadzeniu.

Ci „prawdziwi drobni akcjonariusze” mogą się jednak obawiać, że Gi Group, jako spółka niepubliczna wycofa też z giełdy Work Service…

Na razie nie mamy takich planów. Co będzie w przyszłości - zobaczymy, ale jestem przekonany, że również w obecnych warunkach możemy realizować nasze cele. Chcemy wzmocnić Work Service odbudowując jej pozycję rynkowego lidera z solidnymi fundamentami, z dużo lepszą jakością usług, z większą zyskownością i ze zrównoważonymi finansami. Możemy to osiągnąć również mając 50,1 proc. spółki.

Jednak w Polsce spory sądowe mogą ciągnąć się miesiącami, a nawet latami. Czy nie utrudni to rozwoju Work Service? Już mamy informacje, że zaskarżenie uchwały o nowej emisji pozbawiło spółkę pilnie potrzebnych jej teraz funduszy.

Sądzę, że w ciągu miesiąca – dwóch w odpowiedzi na złożoną pod koniec stycznia apelację sąd potwierdzi nasze zablokowane obecnie prawa do ok. 10 proc. akcji Work Service. Sądzę też, że wkrótce powinna rozstrzygnąć się kwestia zaskarżonej uchwały o podwyższeniu kapitału spółki. Jeśli jednak nowa emisja zostanie zablokowana i spór będzie toczył się nadal, to będziemy korzystali z innych sposobów dofinansowania Work Service. Mamy bardzo wiele różnych możliwości. Jak już mówiłem, naszym celem jest wzmocnienie spółki i zrobimy wszystko, by to osiągnąć. Z drugiej strony jesteśmy przekonani, że ten spór jest tak bezsensowny, że sąd oddali skargi.

Czy jest planowana konsolidacja Work Service z pozostałymi spółkami Gi Group w Polsce?

Wciąż analizujemy różne możliwości i gdy tylko będziemy gotowi, to podamy to do publicznej wiadomości. Głównym celem grupy jest tworzenie wartości dla interesariuszy, w tym przede wszystkim jej klientów. Drugi cel to zapewnienie wysokiej produktywności i zyskowności, bez których trudno jest zapewnić stabilny rozwój firmy. Jestem przekonany, że dzięki temu będziemy w stanie zdobyć jeśli nie pozycję lidera, to silnego gracza na rynku. Natomiast szczególnie w tej skomplikowanej sytuacji, gdy jedna ze spółek jest notowana na giełdzie, chcemy uniknąć wewnętrznej konkurencji – będziemy więc starali się określić konkretne obszary działania naszych firm. I nad tym na razie pracujemy.

Czy dostrzega pan na rynku usług HR jakieś zmiany, nowe trendy, które wprowadziła pandemia?

Na pewno czeka nas znaczący wzrost roli cyfryzacji. Covid-19 zmusił wszystkich do przyspieszenia procesu zasypywania rosnącej w ostatnich latach luki pomiędzy potencjałem innowacji technologicznych a możliwościami ich wykorzystania. Wprawdzie już wcześniej rozmawialiśmy o cyfrowym podpisie, zdalnym zawieraniu umów, lecz wprowadzaliśmy je na niewielką skalę, na niewielu rynkach. Natomiast w ciągu trzech miesięcy po wybuchu pandemii, niemal 90–95 proc. umów o pracy zawieraliśmy już z pomocą cyfrowych, w tym mobilnych, narzędzi. Pandemia bardzo więc przyspieszyła wdrażanie technologii, które były już dostępne wcześniej. Innym trendem jest bardzo silnie rosnący deficyt kompetencji. Wprawdzie kryzys pandemii przejściowo złagodził ten deficyt, gdyż zwiększył podaż pracowników, ale coraz częściej widzimy, że to kandydaci do pracy zaczynają być dla nas ważniejszymi klientami niż pracodawcy; to dostępność kandydatów zaczyna być realnym czynnikiem konkurencji na rynku usług HR. Jeśli nawet presja niedoboru kompetencji jest obecnie nieco mniejsza, to przyspieszenie cyfryzacji wymusi zmianę kompetencji poszukiwanych przez firmy i zmieni charakter wielu zawodów. W rezultacie pogłębi się luka na rynku pracy; z jednej strony powiększy się grupa osób niemogących znaleźć zatrudnienia ze względu na kompetencje niedopasowane do potrzeb firm, a z drugiej strony coraz więcej firm będzie borykać się z rosnącym niedoborem potrzebnych im umiejętności. Zmienia się więc rola agencji zatrudnienia, która polega już nie tylko na negocjowaniu stawek i zarządzaniu pracownikami, ale również na tworzeniu wartości, poprawianiu efektywności rynku pracy i zmniejszaniu luki kompetencyjnej.

Czyli rola agencji będzie też polegać na szkoleniu ludzi?

Zdecydowanie tak, również na szkoleniu, gdyż będziemy ułatwiać łączenie pracodawców z kandydatami. Zwiększy się więc zakres i złożoność naszych usług, a także ich wartość. W rezultacie konkurencja między agencjami mniej będzie polegać na cenie, a bardziej na jakości usługi.

A który obszar tych usług będzie motorem rozwoju Gi Group w najbliższych latach?

Podstawową, największą częścią naszego biznesu, która daje większość przychodów Gi Group, zapewniając też infrastrukturę niezbędną do rozwoju innych usług, jest praca tymczasowa i outsourcing. Stwarza nam to szansę, by stać się jednym z czołowych graczy na świecie, tym bardziej, że sam rynek pracy tymczasowej również szybko rośnie. Natomiast niedobór kompetencji daje nam duże możliwości inwestycji w rozwój specjalistycznych usług rekrutacji - zarówno stałych jak i tymczasowych, jak również w szkolenia. I tu widzimy obecnie duży potencjał rozwoju.

Stefano Colli-Lanzi od 1998 r. kieruje Gi Group, jedną z największych firm usług HR we Włoszech. Absolwent ekonomii biznesu na Uniwersytecie Bocconi w Mediolanie, przez 10 lat pracował jako konsultant biznesowy i wykładowca na włoskich uczelniach. W 1998 r. założył Genérale Industrielle Italia, obecnie Gi Group, która działa w ponad 50 krajach, w tym od 2007 r. w Polsce. Nadal wykłada ekonomię biznesu na Universita Cattolica w Mediolanie.

Pandemia Covid-19 to dla firm, w tym agencji zatrudnienia, sporo nowych wyzwań, ale i szanse. Czy w przypadku Gi Group jest to bardziej szansa czy wyzwanie?

Jedno i drugie. Pandemia stwarza nowe szanse, lecz jest również wyzwaniem,

Pozostało 98% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację