Thierry Breton: Europejczycy muszą sami decydować o swoich danych

Górą danych zawładnęło kilka firm – amerykańskich, ale też chińskich – i używają ich do oferowania swoich usług – mówi Thierry Breton, komisarz UE ds. rynku wewnętrznego i usług.

Aktualizacja: 17.01.2020 11:08 Publikacja: 17.01.2020 00:01

Thierry Breton: Europejczycy muszą sami decydować o swoich danych

Foto: Thierry ROGE - European Union

Jeszcze przed objęciem swojego urzędu mówił pan o tym, jak amerykańskie firmy przejęły europejskie dane osobowe i zbudowały na nich swój model biznesowy. Europa, wspomniał pan, powinna teraz wziąć się za dane generowane przez biznes. Co pan ma na myśli?

Kiedy dołączyłem do składu Komisji Europejskiej, w ostatniej chwili zresztą (pierwszą francuską kandydatkę Sylvie Goulard odrzucił Parlament Europejski – red.), usłyszałem: potrzebujemy polityki zarządzania danymi, musimy ją przedstawić w ciągu 100 dni. Nie mamy też strategii w sprawie sztucznej inteligencji, musimy ją mieć gotową w 100 dni. No i nie mamy też polityki przemysłowej, mamy na to 100 dni. Powiedziałem: OK, podejmę się tego, jestem przyzwyczajony. Zresztą np. w sztucznej inteligencji wiele już przygotowano, więc nie zaczynamy od zera. Ale prawdą jest, że musimy działać szybko i te 100 dni jest bardzo ważne. Rzeczywiście w danych potrzebujemy europejskiej strategii. Obecnie pięć, sześć firm na świecie zarządza 80 proc. danych całej planety i to nie są firmy europejskie. Uważamy, że to musi się zmienić. Bo nasza gospodarka to jedna czwarta gospodarki światowej, generujemy mnóstwo danych i musimy się jakoś organizować. Tak, żebyśmy byli w stanie to prowadzić i kontrolować. Dobra wiadomość jest taka, że na Ziemi podwajamy liczbę danych co 18 miesięcy – mówię o wszystkich danych, tych produkowanych przez osoby prywatne, firmy, instytucje publiczne, służbę zdrowia, transport. Teraz wirtualna wielkość naszej planety to 35 zettabajtów, czyli 35 trylionów gigabajtów. To są wszystkie dane zgromadzone od początku ludzkości. I tą górą danych zawładnęło kilka firm – amerykańskich, ale też chińskich – i używają moich danych, waszych danych, danych całej planety do oferowania swoich usług. Ale, jak wspomniałem, za półtora roku planeta Ziemia to nie będzie już 35, ale 70 zettabajtów danych. I naszym celem jest stworzenie sytuacji, w której to my w Europie z tego skorzystamy.

Co dokładnie pan proponuje?

Za dwa tygodnie przedstawimy dokument na ten temat, nie mogę więc teraz mówić o szczegółach. Mogę natomiast pokazać kierunki. Cel jest prosty: musimy ustalić pewne zasady gwarantujące, że w Europie decydujemy, jak zarządza się naszymi danymi. Pozostaniemy otwarci na firmy spoza UE, to jest nasz fundament. Ale według naszych reguł. Bo za tymi danymi jesteśmy my: nasz sposób życia, nasze wartości, to, jacy jesteśmy.

Czytaj także: Media społecznościowe stają się rywalem gigantów e-handlu 

Gdy mówi pan o regułach, to ma pan na myśli przepisy na wzór RODO (unijne rozporządzenie o ochronie danych osobowych – red.)? Czy raczej przepisy ustalające i ułatwiające ich komercjalizację?

RODO jest bardzo ważne, ono chroni nasze prawa i pokazuje, że nasze dane są wartością, która należy do nas. To jest pierwszy krok. Ja myślę o pójściu dalej. Będzie coraz więcej danych, które generujemy, szczególnie z nowymi technologiami, jak 5G. Część z nich pozostaje oczywiście własnością firmy, jest poufna, kluczowa dla prowadzonych przez nią badań i innowacji, ale wieloma danymi będzie się można dzielić. I trzeba określić, jak to robić, w każdym z sektorów gospodarki, czy w dziedzinach życia publicznego. Np. miasto będzie gromadzić dane związane z konceptem miasta inteligentnego, systemem transportu itp. Te dane mogą być wykorzystywane przez małe i średnie firm, czy startupy, do tworzenia ich aplikacji, oferowania nowych usług. Strategii dotyczącej danych będzie towarzyszyła strategia dla sztucznej inteligencji. Bo ona jest tak naprawdę aplikacją dla danych. Jestem przekonany, że w tej dziedzinie dokonamy przewrotu. Będziemy mówić o tym, co było przed Komisją von der Leyen i co było potem.

A dlaczego status quo jest nie do utrzymania?

Status quo oznacza, że większość, a może nawet wszystkie nasze dane są połykane przez kilka wielkich firm, często bez naszej zgody czy wiedzy. One na tym zbudowały swoją pozycję globalną. Powiedzmy sobie szczerze: wymaga to oczywiście jakichś technologii, ale to nie jest wielka filozofia. Uwierzcie mi, ja w tym siedzę od lat. Liczy się tylko dostęp do wielkiej ilości danych. To dlatego liderami na tym rynku są firmy, amerykańskie czy chińskie. Bo te rynki to są dwa wielkie oceany danych. A europejski rynek jest w tej dziedzinie – nie tylko zresztą w tej – ciągle rozdrobniony. I moim zadaniem jest przekonanie wszystkich do wagi tego problemu: wszyscy produkujemy dane i używanie ich musi się odbywać według naszych zasad. Nie może być tak, że wielkie platformy mówią nam: nie jesteśmy odpowiedzialni za to, co jest u nas publikowane. Jesteście odpowiedzialni, jeśli to jest sianie terroru, nienawiści, szerzenie dyskryminacji, podróbki czy fake news. Akurat w tej sprawie nie planuję żadnej dyrektywy, ale te firmy muszą zrozumieć, jakie są zasady. To jeden z przykładów, będzie więcej.

Czy chce pan zabronić zagranicznym firm gromadzenia danych europejskich poza UE?

Najważniejsze, żeby każdy, kto generuje dane – organizacja, rząd, miasto, szpital, przedsiębiorstwo, przemysł, osoba indywidualna – zrozumiał, że dane mają wartość. I ona rośnie z dnia na dzień. W Europie coraz więcej firm to rozumie. I RODO odegrało tu wielką rolę. Bo biznes zdał sobie sprawę, jaką ponosi odpowiedzialność za powierzone im dane. Teraz to musi jeszcze dojrzeć, żeby zrozumiano potrzebę stworzenia odpowiedniej infrastruktury dla przechowywania danych w sposób bezpieczny. I zrobię wszystko, żeby miało to miejsce w Europie. Dane tworzą nowe usługi, nowe aplikacje, nową wartość i musimy mieć pewność, że zastosowanie do nich mają europejskie przepisy. Działałem w tym biznesie przez ostatnia lata i wiem, jakim szokiem dla firm były amerykańskie przepisy jak Patriot Act czy Cloud Act, a także prawo chińskie z 2017 r. – wszystko o gromadzeniu i dostępie władz do danych. Firmy musiały się do tego dostosować. Uważam, że to jest dzwonek ostrzegawczy dla Europy. Ona musi zapewnić swoim obywatelom i swoim firmom bezpieczny port dla ich danych. Wtedy będziemy też atrakcyjni dla innych. Będzie wiadomo, jakie są reguły, infrastruktura przechowywania danych będzie bezpieczna. Spotykam się z firmami, przedstawicielami miast, instytucji publicznych. Im wszystkim na tym zależy.

Komisja Europejska szykuje też wytyczne dotyczące sieci 5G. Po co?

Musimy sobie odpowiedzieć na pytanie, dlaczego o 5G tyle się dziś mówi i budzi ona tyle emocji. To nie jest sieć telekomunikacyjna na wzór tych, które tworzyliśmy do tej pory. Nie chodzi wcale o to, żeby ona była bezpieczna jak zwykła sieć telekomunikacyjna, bo to jest coś zupełnie nowego. To jest część infrastruktury, która pozwoli na gromadzenie i przetwarzanie coraz większej ilości danych przemysłowych. Ona jest budowana lokalnie, bo te dane będą przesyłane lokalnie, potrzeba będzie mnóstwa lokalnych przekaźników do przesyłania wielkiej ilości danych w czasie rzeczywistym. Nie będą one gromadzone w chmurze, no może część z nich. One będą przechowywane lokalnie, przy tych przekaźnikach, z zastosowaniem sztucznej inteligencji. Technologię 5G będzie można wykorzystać w tysiącach aplikacji, np. do gromadzenia danych o zachowaniu klientów w sklepie, do systemów ochrony i monitoringu, do serwisowania itp. To wszystko będzie generować wielkie strumienie danych przechowywanych lokalnie. To jest coś zupełnie nowego, zresztą unijne instytucje zaczęły prace nad wytycznymi w tej sprawie już w 2019 r.

Skoro 5G to infrastruktura zdecentralizowana, lokalna, to czy firmy ją dostarczające też powinny być lokalne, europejskie?

Nie, ale musimy mieć jasne i solidne reguły. Każdy będzie mógł aplikować, ale spełniając surowe wymogi. Dodatkowo oczywiście takie firmy, jeśli pochodzą spoza Europy, będą musiały spełniać inne wymogi rynku wewnętrznego dotyczące uczciwej konkurencji, w tym pomocy państwa. Dla 5G muszą być wspólne reguły, bo to wielki biznes i wszyscy w Europie powinni działać według tych samych zasad.

Wywiad udzielony korespondentom europejskich dzienników: „Le Monde", „Le Soir", „Il Sole 24 Ore", „El Mundo", „Politiken", „Financieele Dagblad", „Handelsblatt" i „Rzeczpospolitej".

CV

Thierry Breton, francuski menedżer i polityk (65 lat). W latach 2005–2007 minister finansów. Stojąc na czele pogrążonych w kłopotach firm państwowych, jak Thomson i France Telecom, doprowadził do ich udanej restrukturyzacji. Był szefem firmy IT Bull, a od 2007 r. spółki technologicznej Atos, europejskiego lidera cyberbezpieczeństwa. Media we Francji szacują, że przejście z biznesu do Komisji Europejskiej spowodowało dziesięciokrotny spadek jego zarobków.

Jeszcze przed objęciem swojego urzędu mówił pan o tym, jak amerykańskie firmy przejęły europejskie dane osobowe i zbudowały na nich swój model biznesowy. Europa, wspomniał pan, powinna teraz wziąć się za dane generowane przez biznes. Co pan ma na myśli?

Kiedy dołączyłem do składu Komisji Europejskiej, w ostatniej chwili zresztą (pierwszą francuską kandydatkę Sylvie Goulard odrzucił Parlament Europejski – red.), usłyszałem: potrzebujemy polityki zarządzania danymi, musimy ją przedstawić w ciągu 100 dni. Nie mamy też strategii w sprawie sztucznej inteligencji, musimy ją mieć gotową w 100 dni. No i nie mamy też polityki przemysłowej, mamy na to 100 dni. Powiedziałem: OK, podejmę się tego, jestem przyzwyczajony. Zresztą np. w sztucznej inteligencji wiele już przygotowano, więc nie zaczynamy od zera. Ale prawdą jest, że musimy działać szybko i te 100 dni jest bardzo ważne. Rzeczywiście w danych potrzebujemy europejskiej strategii. Obecnie pięć, sześć firm na świecie zarządza 80 proc. danych całej planety i to nie są firmy europejskie. Uważamy, że to musi się zmienić. Bo nasza gospodarka to jedna czwarta gospodarki światowej, generujemy mnóstwo danych i musimy się jakoś organizować. Tak, żebyśmy byli w stanie to prowadzić i kontrolować. Dobra wiadomość jest taka, że na Ziemi podwajamy liczbę danych co 18 miesięcy – mówię o wszystkich danych, tych produkowanych przez osoby prywatne, firmy, instytucje publiczne, służbę zdrowia, transport. Teraz wirtualna wielkość naszej planety to 35 zettabajtów, czyli 35 trylionów gigabajtów. To są wszystkie dane zgromadzone od początku ludzkości. I tą górą danych zawładnęło kilka firm – amerykańskich, ale też chińskich – i używają moich danych, waszych danych, danych całej planety do oferowania swoich usług. Ale, jak wspomniałem, za półtora roku planeta Ziemia to nie będzie już 35, ale 70 zettabajtów danych. I naszym celem jest stworzenie sytuacji, w której to my w Europie z tego skorzystamy.

2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację