Przeciętne wynagrodzenie w sektorze przedsiębiorstw, czyli w firmach zatrudniających co najmniej dziesięć osób, zwiększyło się w lutym o 7,6 proc. rok do roku, do około 4950 zł brutto, po zwyżce o 7,5 proc. w styczniu. To jeden z pięciu najlepszych wyników ostatnich dziesięciu lat.
Ankietowani przez nas ekonomiści szacowali przeciętnie, że dynamika wynagrodzeń spadła w lutym do 7,2 proc. rok do roku, co oznaczałoby powrót do ubiegłorocznej średniej. Przemawiało za tym m.in. to, że w styczniu wzrost płac zawyżała większa niż przed rokiem liczba dni roboczych, co wpływa na zmienne składniki wynagrodzeń.
Jednym ze źródeł niespodzianki może być niedobór pracowników, na który skarżą się masowo polskie przedsiębiorstwa (w przemyśle przetwórczym blisko połowa firm zgłasza taką barierę rozwoju). – Być może dzięki nieco silniejszemu ostatnio wzrostowi płac pracodawcy „łowią" pracowników skuteczniej – zauważyli w tym kontekście ekonomiści mBanku, zwracając uwagę na spory wzrost zatrudnienia w sektorze przedsiębiorstw w lutym. W porównaniu ze styczniem zwiększyło się ono o blisko 10 tys. osób, mniej więcej tak samo jak w lutym ub.r.
Większość ekonomistów zakładała dotąd, że wzrost zatrudnienia będzie hamował z powodu niedoboru pracowników, ale też z powodu oczekiwanego osłabienia zapotrzebowania na pracę w związku ze spowolnieniem gospodarczym. W świetle wtorkowych danych może się wydawać, że popyt na pracowników nie słabnie. A jeśli podwyższanie wynagrodzeń będzie sprzyjało ich rekrutacji, to można oczekiwać coraz szybszego wzrostu wynagrodzeń.
Zdaniem Piotra Piękosia, ekonomisty z banku Pekao, to nie jest najbardziej prawdopodobny scenariusz rozwoju sytuacji na rynku pracy. – W średnim terminie oczekujemy stopniowego spowolnienia wzrostu płac. Będzie do tego prowadził hamujący wzrost gospodarczy, ale też rosnące pozapłacowe koszty pracy – tłumaczy, wskazując na zaplanowany na II połowę roku początek budowy systemu pracowniczych planów kapitałowych.