Jak orzekł w środę sędzia okręgowego sądu federalnego Mark Goldsmith, kosztujące dotąd 3 mln dolarów ręczne przeliczanie głosów nie przyniosło dowodów na to, że Stein jest w myśl prawa stanowego kandydatką poszkodowaną i tym samym uprawnioną do żądania rewizji wyników głosowania. 

Stein, która w wyborach 8 listopada zdobyła w skali całego państwa nieco ponad 1 proc. głosów, wystąpiła o ponowne sprawdzenie wyników w stanach Wisconsin, Pensylwania i Michigan czyli tam, gdzie faworytką była Hillary Clinton i gdzie niewielką większością głosów wygrał Donald Trump. W Michigan margines jego przewagi nad główną konkurentką był najmniejszy, wynosząc tylko 10 704 głosy czyli 0,2 punktu procentowego.

"Niedostateczna odporność naszego systemu głosowania niesie w sobie groźbę potencjalnie niszczycielskiego ataku na integralność naszego systemu wyborczego. Ale sięganie dla zaradzenia temu problemowi po pomoc sądu w sposób jaki wybrała powódka - dążąc do ponownego przeliczenia głosów jako audytu wyborów dla stwierdzenia, czy niedostateczna odporność faktycznie zaszkodziła systemowi głosowania - nigdy nie zostało zaakceptowane przez jakikolwiek sąd i wymagałoby co najmniej dowodów poważnego fałszerstwa lub błędu, a nie spekulatywnego lęku przed nimi. Dowodów takich tutaj nie przedstawiono" - napisał sędzia Goldsmith w uzasadnieniu swej decyzji. 

Jak się oczekuje, na swym wyznaczonym na czwartek posiedzeniu biuro wyborcze stanu Michigan oficjalnie zakończy akcję ponownego przeliczania głosów. 

Związani ze Stein prawnicy twierdzą, że w Wisconsin, Pensylwanii i Michigan mogło dojść do cyberataków na maszyny do liczenia głosów w celu zmanipulowania wyniku. Ręczne przeliczanie głosów jest bardzo drogie i zgodnie z prawem jego koszty musi pokryć kandydat wnioskujący o przeprowadzenie takiej procedury. Stein udało się w tym celu zebrać kilka milionów dolarów. W sobotę wycofała jednak wniosek o ponowne przeliczenie głosów w Pensylwanii, gdy sąd stanowy zażądał od jej sztabu kaucji 1 mln dolarów.