Ministerstwo obrony Turcji podało, że żołnierze zostali ostrzelani podczas wykonywania zadań rozpoznawczych. Do ataku doszło w pobliżu przygranicznego miasta Tel Abjad. Według źródeł tureckich, bojownicy z kurdyjskich Ludowych Jednostek Samoobrony (YPG) mieli posługiwać się bronią przeciwczołgową i lekką. Siły tureckie odpowiedziały ogniem "w samoobronie".
Ankara zgodziła się na pięciodniowe zawieszenie swej ofensywy w Syrii, by umożliwić wycofanie się siłom kurdyjskim z tzw. strefy bezpieczeństwa, którą Turcja chce utworzyć przy swej granicy. Strefa miałaby zajmować obszar o długości 440 km wzdłuż granicy i sięgać 32 km w głąb Syrii.
Czytaj także:
"Nie zapomnimy tego braku szacunku". Erdogan o liście Trumpa
Prezydent Recep Tayyip Erdogan ostrzegł, że jeśli w czasie rozejmu Kurdowie nie opuszczą przygranicznych terenów syryjskich, armia turecka wznowi ofensywę i będzie "miażdżyć głowy terrorystów".
W sobotę obie strony konfliktu oskarżały się o łamanie zawieszenia broni. Turecki resort obrony informował o 20 atakach ze strony sił kurdyjskich. Przywódca Syryjskich Sił Demokratycznych (SDF) gen. Mazlum Abdi w rozmowie z AFP oświadczył, że siły tureckie uniemożliwiają jego podkomendnym wycofywanie się, by później móc zrzucić winę na łamanie rozejmu na Kurdów.
Turecka ofensywa "Źródło pokoju" była wymierzona w Kurdów z Powszechnych Jednostek Samoobrony, stanowiących trzon SDF - sił, które były sojusznikiem USA w walce z Daesh w północno-wschodniej Syrii. Celem ofensywy jest utworzenie szerokiej na 30 km "strefy bezpieczeństwa" na pograniczu Turcji i Syrii, do której mają następnie wrócić uchodźcy z Syrii przebywający obecnie w Turcji.
Ofensywa rozpoczęła się 9 października po tym, gdy na skutek decyzji prezydenta USA Donalda Trumpa żołnierze amerykańscy wycofali się z północnej Syrii.