Ustawodawca zdecydował się na wprowadzenie, już w pierwszych postanowieniach nowelizacji, instytucji nadużycia prawa procesowego, na co wyjątkową uwagę zwracać muszą strony, szczególnie reprezentujący je profesjonalni pełnomocnicy. Jednocześnie nowela normuje w miarę kategorycznie obowiązki sądu dotyczące planowania przebiegu przewodu sądowego, tworząc wręcz cały nowy rozdział kodeksu o nazwie „organizacja postępowania".
Świadczy to – w mojej opinii – o słusznej determinacji reformatorskiej ustawodawcy. Jest ona ukierunkowana na osiągnięcie celu, jakim jest zapobieżenie przewlekłości postępowania. To wszak od lat jest największą bolączką realizowania konstytucyjnego prawa „do sprawiedliwego i jawnego rozpatrzenia sprawy bez nieuzasadnionej zwłoki (...)". Opinię taką wyrażam nie z czołobitności wobec aktualnie rządzących. Z pozycji wynikającej z wykonywanego zawodu, a także wcześniej pełnionych funkcji społecznych wielokrotnie wypowiadałem i podzielam nadal krytyczne opinie o pozornie ustrojowych i co najmniej wątpliwych jurydycznie, a w istocie kadrowych dotychczasowych działaniach obecnie rządzącej ekipy. Komentowaną w niniejszym tekście ustawę uważam jednak za krok we właściwym kierunku, nie zasługujący wyłącznie na kontestację. Faktem jest, że nowelizacja ignoruje wiele postulatów „świata praktyki procesowej". To temat na oddzielny komentarz. Stwarza jednak szanse na skrócenie czasu rozpatrywania spraw.
Ustawodawcy zabrakło odwagi
Nawet najlepsze prawo może obrzydzić zła praktyka, dobra zaś może uszlachetnić prawo złe. Tak zapamiętałem wypowiedź jednej z najwybitniejszych przedstawicielek polskiego świata prawniczego ostatnich lat.
W tym przypadku nadzieje na dobrą i efektywną praktykę wiążę przede wszystkim z instytucją posiedzenia przygotowawczego, poprzedzającego skierowanie sprawy do rozpoznawania na rozprawie. Posiedzenie to powinno odbyć się zasadniczo nie później niż w ciągu dwóch miesięcy od złożenia obowiązkowej według noweli odpowiedzi na pozew. Dobrą praktyką byłoby dotrzymywanie tego terminu, a także nienadużywanie przez sąd dyskrecjonalnego prawa do uznawania, iż posiedzenie przygotowawcze „nie przyczyni się do sprawniejszego rozpoznania sprawy", i kierowanie jej automatycznie na rozprawę. Posiedzenie – odbywane w trybie niejawnym – ma bowiem służyć „rozwiązaniu sporu bez potrzeby prowadzenia dalszych posiedzeń, zwłaszcza rozprawy". Dopiero jeżeli okaże się to niemożliwe na posiedzeniu z udziałem stron, ustalany będzie plan rozprawy, w nim obowiązkowo rozstrzygnięcia co do wniosków dowodowych.
Ustawodawca przyjął, że plan rozprawy może zawierać również terminy kolejnych posiedzeń i przeprowadzanych czynności, nie wykluczając terminu zamknięcia rozprawy i ogłoszenia wyroku. Pozostawiona sądowi i stronom dyspozycyjność co do zawartości planu rozprawy może okazać się szczególnym polem dla dobrej lub złej praktyki. Mam nadzieję, że sprzymierzeńcami tej dobrej we współdziałaniu z sądem będą profesjonalni pełnomocnicy. Gorzej, gdy posiedzenie przygotowawcze odbywać się będzie bez ich udziału, lub też reprezentacja stron będzie tutaj asymetryczna. Mimo całego katalogu pouczeń, których dokonać musi sąd wobec strony niereprezentowanej przez adwokata lub radcę prawnego, szanse na ustalenie wyczerpującego i stabilnego, a nie jedynie formalnie poprawnego planu rozprawy będą malały.
Przy wielu śmiałych, a nie obawiam się stwierdzić nawet „efektownych" rozwiązań wprowadzanych „wielką nowelą" – jak chociażby odejście od zgody sądu na utrwalanie przez strony i uczestników postępowania przebiegu posiedzeń za pomocą urządzeń rejestrujących dźwięk, ustawodawca nie odważył się na wprowadzenie obowiązkowego zastępstwa procesowego strony przez profesjonalnego pełnomocnika. Nie pochylił się również nad ewentualnie konieczną w takim przypadku zmianą przepisów dotyczących warunków zapewnienia stronie pomocy prawnej z urzędu. Wspominam o tym na koniec. Nie powoduje mną utylitaryzm, choć wiem, że łatwo można mi go zarzucić. Powoduje mną obawa, że strony i uczestnicy postępowań przed sądami w sprawach objętych materią znowelizowanego kodeksu, nie chcąc lub nie mogąc skorzystać z pomocy prawnej, nie staną się w praktyce beneficjentami tej reformy.