Nikt rozsądny nie oczekuje publicznego prania brudów na sprawach rozwodowych ani procesów o szpiegostwo przy pełnej sali. Nie sposób jednak znaleźć sensownego powodu, by odmawiać mediom dostępu do akt zakończonego śledztwa w sprawie głośnego wypadku limuzyny premier Szydło, w którym ucierpieli szefowa rządu i dwaj oficerowie BOR. Śledczy pracę skończyli, wysyłając do sądu w Oświęcimiu wniosek o uznanie winy kierowcy seicento i warunkowe umorzenie sprawy. To chyba naturalne, że chcielibyśmy poznać ekspertyzy biegłych, które doprowadziły prokuraturę do wniosku o braku winy prowadzących kolumnę BOR, a stwierdziły ją u Sebastiana K. Mimo że nie udało się ustalić, czy rządowe audi wiozące panią premier do domu miało włączoną sygnalizację czyniącą je pojazdem uprzywilejowanym.