Europejska polityka imigracyjna odsłoniła bezradność elit unijnych i ostre podziały wśród państw Unii Europejskiej. Choć kryzys migracyjny jest opanowany, nielegalna imigracja spadła o 96 proc. od 2015 r., to tli się medialnie i politycznie, bo napędza go tragedia Syrii i przemysł przemytniczy wspomagany przez rozmaite NGO. Włochy ostrzegły, że zamkną granicę, a UE się rozpadnie, bo traktaty przestaną działać. Austria żąda ochrony zewnętrznych granic Schengen, warunku utrzymania bezgranicznej Europy, a nie mechanicznej dystrybucji imigrantów.
Czytaj także: Europa silna masową imigracją?
Tylko silna władza
Szef KE Juncker zwołuje nieformalny szczyt UE ws. migracji, łamiąc formalne procesy decyzyjne, by wymusić na opornych podporządkowanie się najsilniejszym przed formalnym szczytem w końcu czerwca. Prezydent Macron odgrywa kolejny napoleoński spektakl piętnujący kraje myślące inaczej, z żądaniem nałożenia sankcji za odmowę przymusowej relokacji.
Kraje wyszehradzkie, także Litwa, Łotwa, Cypr, Portugalia, Rumunia, Irlandia i Wielka Brytania, bojkotują miniszczyt, przeczuwając dyktat. Symbolicznie pokazują rosnącą siłę V4 w obliczu dewastowania formalnych struktur Unii, z jej niejasnym prawem pozwalającym najsilniejszym odgrywać rolę i prokuratora, i sędziego. Na regulaminowym szczycie pod koniec czerwca rozpatrywano koncepcje „platform", ośrodków, w których imigranci ekonomiczni mieliby być oddzielani od azylantów, choć odbyła się debata o ich zgodności z prawem międzynarodowym i utworzeniu wspólnego systemu azylowego bez przymusowej relokacji.
Jednocześnie przewodniczący Rady Europejskiej ostrzegł, że coraz więcej obywateli UE wierzy, że tylko antyliberalne siły mogą powstrzymać niekontrolowaną imigrację. Utożsamiają nieskuteczność kontroli granic UE z bezradnością samej liberalnej demokracji. Dlatego coraz więcej osób zaczyna wierzyć, że tylko silna władza, antyeuropejska i antyliberalna... autorytarna... jest w stanie powstrzymać falę nielegalnej migracji.