Haga chce być wśród wielkich w Unii Europejskiej

Holandia wyrasta na trzecią siłę w Unii Europejskiej po Niemczech i Francji. Dąży do objęcia przywództwa Północy.

Aktualizacja: 03.03.2019 21:06 Publikacja: 03.03.2019 17:52

Holenderski premier Mark Rutte – polityk ambitny

Holenderski premier Mark Rutte – polityk ambitny

Foto: AFP

Brexit tworzy próżnię w Unii. Ze Wspólnoty wychodzi najbardziej wyrazisty zwolennik gospodarki rynkowej, wolnego handlu i więzów atlantyckich. Jego miejsce chce zająć Holandia.

– Trzeba pamiętać, że Holandia była bardzo szczęśliwa, gdy Wielka Brytania w 1973 roku weszła do UE. Z dwóch głównych powodów – mówi „Rzeczpospolitej" Andre Krouvel, politolog z Wolnego Uniwersytetu w Amsterdamie. – Po pierwsze, oba kraje były zwolennikami rozwiązywania problemów społecznych na sposób rynkowy. W obu zresztą od lat rządziły partie konserwatywne. W Wielkiej Brytanii torysi samodzielnie tworzyli rządy, w Holandii (gdzie ordynacja wyborcza wymusza koalicje rządowe) większość stanowiły ugrupowania prawicowe. Po drugie, oba państwa były i są bardzo proatlantyckie. Brexit oznacza osłabienie tego prorynkowego, proatlantyckiego bloku.

Zagubione Niemcy

Gdy zapadła decyzja o brexicie, wielu ekspertów przewidywało, że na czele północnego bloku staną raczej Niemcy. Podobnie jak Wielka Brytania zawsze były zwolennikiem współpracy atlantyckiej. Stacjonują o u nich wojska amerykańskie, a wsparcie gospodarcze i polityczne Stanów Zjednoczonych było kluczowe dla powojennego odrodzenia się kraju. Od kilkunastu lat u władzy jest tam sprzyjająca biznesowi partia chadecka. Nawet wcześniej, gdy rządzili socjaldemokraci pod wodzą Gerharda Schrödera, to właśnie rynkowe instrumenty miały być rozwiązaniem problemów społecznych. Wreszcie Niemcy są od zawsze zwolennikami dyscypliny budżetowej i silnego pieniądza. Spekulowano więc, że brexit może ich zmusić ich do otwartego opowiedzenia się po stronie Północy. Tak się jednak nie stało.

– Niemcy nie są zdolne do strategicznego myślenia, są teraz kompletnie pogubione – mówi nam w nieoficjalnej rozmowie ambasador jednego z dużych państw południa Europy. I wymienia przykłady. Niemcy są zaskoczone woltą Trumpa w sprawie bezpieczeństwa europejskiego i niechętnie podejmują wyzwanie budowania strategicznej autonomii Europy. Angela Merkel podjęła decyzję o wpuszczeniu miliona imigrantów, co zdominowało debatę polityczną w Europie i podzieliło ją na wschód i zachód. Teraz nie jest w stanie zaproponować żadnego rozwiązania, które pozwoliłoby na uzyskanie konsensusu migracyjnego.

Również w sprawach wolnego handlu, od którego USA się teraz odżegnują, Berlin nie ma żadnego pomysłu.

Nieformalny lider

W tej sytuacji Holandia uznała, że musi przygotować się do roli lidera, choć to nietypowe zachowanie dla tego kraju. Zaczęła od stworzenia w lutym 2018 roku Ligi Hanzeatyckiej, czyli nieoficjalnego zgromadzenia ministrów finansów państw Północy, które są zwolennikami dyscypliny budżetowej. Poza Holandią grono to obejmuje Danię, Szwecję, Finlandię, Irlandię, Litwę, Łotwę i Estonię. Nieformalnym liderem jest Wopke Hoestra, który wszedł w rolę fiskalnego jastrzębia wcześniej odgrywaną przez niemieckiego ministra finansów Wolfganga Schäublego. I to minister holenderski, a nie niemiecki, jest teraz głównym oponentem francuskiego. Bo Berlin i Paryż coraz bliżej współpracują w sprawie osobnego budżetu strefy euro, który miałby również obejmować element solidarnościowy, czyli jakieś formy transferów budżetowych między krajami wspólnej waluty. Dla Hagi to nie do przyjęcia i w tej sprawie wchodzi w spór z Paryżem.

Merkantylizm rodem z XVI wieku

Ale najbardziej efektowny do tej pory spór między tymi dwoma krajami nie dotyczył wcale budżetu, tylko sprawy czysto biznesowej: udziałów w spółce Air France-KLM. Oba rządy mają akcje tego francusko-holenderskiego przewoźnika, ale Paryż więcej niż Haga. Holendrzy obawiali się, że zostanie naruszona równowaga, co miałoby oznaczać nie tylko wprowadzenie innej kultury biznesowej i wymianę holenderskiego obecnie prezesa spółki. Ale także obniżenie znaczenia amsterdamskiego lotniska Schiphol jako logistycznego centrum. Zaczęli zatem skupować akcje na rynku i jak już doszli prawie do poziomu francuskich udziałów, to Mark Rutte zadzwonił do prezydenta Emmanuela Macrona, żeby mu to oznajmić. Francuzi byli oburzeni takim jawnym brakiem zaufania.

Zaś zewnętrzni obserwatorzy byli zdziwieni, że tradycyjnie prorynkowa Holandia tak bezpośrednio angażuje się w biznesowe przedsięwzięcia. Niesłusznie. – Przecież to typowy XVI-wieczny holenderski merkantylizm – śmieje się Andre Krouvel.

– Premier Holandii to trochę prezes korporacji. Państwo tradycyjnie przez bezpośrednie udziały w spółkach, ale także rozwiązania regulacyjne, czy podatkowe, wspiera ekspansję holenderskiego biznesu i ściąga inwestorów do Holandii – tłumaczy ekspert.

Unijne „trzy M"

Kolejną, już polityczną odsłoną budowania przywództwa Holandii, jest strategiczny dokument rządu o przyszłości UE oraz wystąpienia premiera Marka Ruttego na ten temat. Holenderski premier nigdy nie wypowiadał się o tak ogólnych tematach, teraz pozycjonuje się na trzecią najważniejszą osobę w Unii.

Jak napisał jeden z holenderskich dziennikarzy, w UE są teraz trzy M: Merkel, Macron i Mark. Rutte w czasie wystąpienia w Zurychu, zatytułowanego w znaczący sposób „Siła i zasady", przekonywał, że siła nie jest brudnym słowem. I nawoływał do większej jedności w sprawach polityki zagranicznej, bo dopiero wtedy Unia będzie znaczącym partnerem na scenie międzynarodowej.

Ta nieoczekiwana aktywność Holandii na scenie unijnej jest nie tylko wynikiem politycznych przemyśleń o przyszłości tego kraju w UE po brexicie. Bo jednocześnie przyszłość samego Marka Ruttego w Holandii nie jest obiecująca i Holender zaczyna zerkać w stronę Brukseli.

– To polityk, który nigdy nie przegapi dobrej okazji – mówi o nim Andre Krouvel. A ta nadarzy się już niedługo, bo w grudniu 2019 roku zwalnia się miejsce po Donaldzie Tusku na czele Rady Europejskiej.

Brexit tworzy próżnię w Unii. Ze Wspólnoty wychodzi najbardziej wyrazisty zwolennik gospodarki rynkowej, wolnego handlu i więzów atlantyckich. Jego miejsce chce zająć Holandia.

– Trzeba pamiętać, że Holandia była bardzo szczęśliwa, gdy Wielka Brytania w 1973 roku weszła do UE. Z dwóch głównych powodów – mówi „Rzeczpospolitej" Andre Krouvel, politolog z Wolnego Uniwersytetu w Amsterdamie. – Po pierwsze, oba kraje były zwolennikami rozwiązywania problemów społecznych na sposób rynkowy. W obu zresztą od lat rządziły partie konserwatywne. W Wielkiej Brytanii torysi samodzielnie tworzyli rządy, w Holandii (gdzie ordynacja wyborcza wymusza koalicje rządowe) większość stanowiły ugrupowania prawicowe. Po drugie, oba państwa były i są bardzo proatlantyckie. Brexit oznacza osłabienie tego prorynkowego, proatlantyckiego bloku.

Pozostało 86% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 764
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 763
Świat
Pobór do wojska wraca do Europy. Ochotników jest zbyt mało, by zatrzymać Rosję
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 762
Świat
Ekstradycja Juliana Assange'a do USA. Decyzja się opóźnia