Drastyczną decyzję podjęto w nocy z niedzieli na poniedziałek. Od tej pory przez grecko-macedońską granicę nie są wpuszczani żadni imigranci poza tymi, którzy udowodnią, że przybyli z jednego z trzech krajów objętych wojną: Syrii, Iraku lub Afganistanu.
– To jest spełnienie koszmarnego scenariusza. Grecja z kraju tranzytowego przemienia się w państwo docelowe dla ogromnej rzeszy imigrantów. A nie ma ekonomicznych możliwości, aby stanąć na wysokości tego zadania – uważa Dimitris Christopoulos, wicedyrektor Międzynarodowej Federacji na rzecz Praw Człowieka w Atenach.
Do tej pory mechanizm był prosty. Uchodźcy, którzy wylądowali na greckich wyspach u wybrzeży Turcji, byli przez greckie władze rejestrowani i w ciągu najdalej kilku dni przewożeni promami na kontynent. A stamtąd jechali autokarami dalej na północ, do granicy z Macedonią.
Właśnie dlatego, mimo ogromnych kłopotów gospodarczych, Ateny były w stanie poradzić sobie z bezprecedensową falą imigrantów, która przetacza się w tym roku przez ten kraj: od początku roku do Grecji dotarło przeszło 700 tys. osób.
Izabella Cooper, rzeczniczka unijnej agencji ochrony granic zewnętrznych Frontex, podkreśla w rozmowie z „Rz": „Syryjczycy wciąż stanowią blisko połowę uchodźców przedostających się z Grecji do Turcji, a Afgańczycy i Irakijczycy to także znaczna część przybyszy". Ale jednocześnie przyznaje, że mimo pogarszających się warunków pogodowych na Morzu Śródziemnym wciąż każdego dnia na greckich wyspach ląduje od pięciu do dziesięciu tysięcy uchodźców. A to powoduje, że każdego dnia liczba uchodźców, którzy pozostaną w Grecji, i tak będzie rosła.