Ten sam „Bild" publikuje sondaż, z którego wynika, że 50 proc. wyborców nie życzy sobie, aby Angela Merkel po raz czwarty została kanclerzem. Powodem jest polityka otwartych drzwi dla imigrantów, którą prowadziła przez cały ubiegły rok. Utrzymanie się Merkel na czele rządu po wyborach jesienią przyszłego roku popiera 42 proc. Niemców.
Sama Merkel ujawni, czy rzeczywiście chce być kanclerzem czwartą kadencję, dopiero wiosną przyszłego roku. Zdaniem „Spiegla" czeka na stanowisko w tej sprawie konserwatywnej, bawarskiej CSU – koalicjanta chadeków. Premier Bawarii Horst Seehofer, który konsekwentnie sprzeciwiał się napływowi nowych imigrantów, w ankietach stale rośnie. Tymczasem w sondażu przeprowadzonym na początku sierpnia przez instytut Infratest wskaźnik zaufania do Merkel spadł aż o 12 pkt proc., do 47 proc.
Nie tylko Niemcy doświadczają gwałtownego spadku imigracji – to zjawisko ogólnoeuropejskie. Od początku roku do Grecji dotarły już tylko 162 tysiące imigrantów, a do Włoch – 105 tysięcy. Jednak unijna agencja Frontex podaje, że zmienia się pochodzenie uchodźców. W ostatnich miesiącach coraz więcej jest Egipcjan.
– To niepokojące zjawisko, bo mówimy o kraju czterokrotnie bardziej zaludnionym od Syrii sprzed wybuchu wojny. Problemem jest jednak demografia: ogromna liczba młodych ludzi bez pracy – mówi „Rz" dyplomata w Radzie UE.
Jeśli prognoza szefa Bamfu rzeczywiście się spełni, poziom imigracji do Niemiec będzie porównywalny z tym, jaki od kilku lat notuje Wielkiego Brytania. To zaś doprowadziło do Brexitu. Dlatego niemiecki rząd naciska na kolejne inicjatywy w Unii na rzecz dalszego uszczelnienia granic. Najnowsza ma polegać na przeprowadzeniu „stress testów" granic zewnętrznych strefy Schengen na podobieństwo tego, co zrobiono z bankami po wybuchu kryzysu finansowego. Jak zapowiada szef Frontexu Fabrice Laggeri, na początek ma być skontrolowana granica w Słowenii, Finlandii i Rumunii.