Alhussain, 34-letni Syryjczyk, zna solidną i odporną na warunki pogodowe gumę z pontonów. Cztery lata temu wsiadł na prowizoryczną łódź wykonaną z takiego samego materiału, aby dotrzeć do wyspy Chios na Morzu Egejskim z tureckiego nabrzeża. - Było nas wielu, a przeprawa była bardzo, bardzo niebezpieczna - mówi w reportażu AFP krawiec, który nauczył się swojego rzemiosła w Damaszku, zanim wyjechał szukać azylu w Niemczech.
Firma Mimycri pozyskuje nadmuchiwane tratwy, porzucone na brzegach Chios i pobliskiej wyspie Lesbos - miejsc, które były świadkami kryzysu migracyjnego w 2015 r., gdy setki tysięcy uchodźców lądowały na europejskich plażach. W szczycie kryzysu w Grecji pojawiało się 7 tys. migrantów dziennie. Chociaż liczba przepraw znacznie spadła od czasu zawarcia umowy między Turcją a Unią Europejską, nadal dziennie do Grecji przybywa około stu osób.
Na miejscu organizacje non-profit odzyskują łodzie, zaśmiecające wybrzeże, a także porzucone kamizelki ratunkowe i odzież. - Odzyskujemy 90 procent łodzi pozostawionych na wybrzeżu - mówi Toula Kitromilidi, grecki koordynator organizacji pozarządowej Chios Eastern Shore Response Team. - Resztę zabierają miejscowi - dodaje, wskazując, jako przykład rolników, przerabiających gumowe panele łodzi na plandeki.
Pocięte na duże paski panele są wysyłane do Berlina, gdzie są czyszczone i przekształcane w torby. Klienci „kupują te torby, ponieważ opowiadają historię, ponieważ są czymś więcej niż tylko posiadaniem” - mówi Vera Guenther, jedna z dwóch założycielek firmy Mimycri, w swoim warsztacie.
Ogółem firma sprzedaje 11 produktów. Trzy procenty zysku ze sprzedaży trafia do organizacji pozarządowych w Grecji. Mała firma zatrudnia obecnie pięć osób, w tym Syryjczyka i Palestyńczyka. - Chcemy zmienić sposób, w jaki patrzy się na uchodźców - tłumaczy Vera Guenther. Podkreśla, że każda torba czy inny przedmiot powstały z fragmentów łodzi jest wyjątkowy, ponieważ często opowiada swoją własną tragiczną historię.