Thiem i Djoković zagrali we wtorek wieczorem najlepszy z dotychczasowych meczów ATP Finals. Austriak od razu mocno postawił się Serbowi, w pierwszym secie oddalił kilka poważnych zagrożeń, tie-break jeszcze przegrał, ale trochę skruszył pewność siebie Novaka.
Ciąg dalszy był równie atrakcyjny, atak Thiema trwał, kontry Djokovicia miały niekiedy zabójczą moc, lecz rozpędzonego tenisistę z Lichtenwörth nie dało się już zatrzymać. Serwował świetnie, biegał znakomicie, był niebezpieczny z obu stron kortu.
Decydujący set trwał długo, dwa razy Austriak zyskiwał przewagę przełamania, dwa razy Serb go doganiał. Szarpiący nerwy tie-break (Djoković prowadził w nim 4-1) przyniósł potwierdzenie, że Dominic Thiem, wierzący głęboko w sens ciężkiej pracy, ma rację. Nagroda jest znacząca: pierwszy w karierze awans do półfinału Masters, czyli tam, gdzie nigdy wcześniej nie widziano żadnego tenisisty z Austrii.
Sukces Thiema ostatecznie pogrążył Matteo Berrettiniego, który wie, że za dwa dni pojedzie do domu. Mecz Austriaka z Włochem o 215 tys. dol. oczywiście nie musi być nudny, ale na pewno nie będzie miał tej temperatury, co ostatnie ważne spotkanie w grupie im. Björna Borga: Djokovicia z Federerem, klasyk nr 49. Dotychczasowy bilans to 26-22 dla Serba. Stawką jest oczywiście awans.
Kubot i Melo po zwycięstwie w niedzielę, we wtorek przegrali mecz w grupie im. Jonasa Björkmana 3:6, 4:6 z parą Raven Klaasen i Michael Venus. Spotkanie miało sporo spięć i dobre tempo, ale rywale Polaka i Brazylijczyka byli jednak nieco lepsi, niekiedy też uśmiechało się do nich szczęście, np. gdy Venus raczej odruchowo odebrał na rakietę smecz Melo i posłał półwolejem piłkę w boczną linię, zdobywając piękny punkt, przy okazji decydujący o przełamaniu w drugim secie.