Podczas turnieju Roland Garros pytaliśmy Igę, czy onieśmiela ją perspektywa spotkania z broniącą tytułu Simoną Halep w pierwszym roku gry na wielkiej scenie. Odpowiedziała, że ten etap, gdy się stresowała, gdy medialna wrzawa przyprawiała ją o drżenie nóg, po ubiegłorocznym juniorskim triumfie w Wimbledonie ma już za sobą i z pomocą mądrego sztabu (z psychologiem włącznie) potrafi opanować nerwy.
Minął niespełna miesiąc od paryskiego turnieju, w którym Świątek awansowała do czwartej rundy, przestała być tłem dla najlepszych, a jej bezkompromisowy tenis, tak różny od tego, co prezentowała Agnieszka Radwańska, skłaniał do optymizmu, bo tak dziś grają najlepsze.
Dlatego na Wimbledon czekaliśmy z nadzieją, tym większą, że losowanie okazało się łaskawe. I dostaliśmy mocny cios. Świątek (64 WTA) w pojedynku z pochodzącą z Chorwacji Szwajcarką Viktoriją Golubic (81) spisała się fatalnie i przegrała 2:6, 6:7 (3-7).
Początek meczu to był koszmar, Polka popełniała błąd za błędem, rywalka nie musiała robić nic, wystarczyło czekać. W drugim secie było już lepiej, Świątek obroniła pięć meczboli (przy stanie 4:5), ale losów meczu nie odwróciła i wyjedzie z Londynu w poczuciu niespełnienia, mówiąc najdelikatniej. 50 niewymuszonych błędów z tego meczu szybko nie zapomni, oby tylko nie straciła na dłużej rozpędu, z którym opuszczała Paryż.
Jakby tego smutku było mało, w pierwszej rundzie odpadł też Kamil Majchrzak, który przegrał z hiszpańskim weteranem Fernando Verdasco 4:6, 4:6, 4:6.