Reżyserował w Teatrze Telewizji już w latach 60. Ale stał się najważniejszy dzięki „Opowieściom Hollywoodu" Christophera Hamptona (1987 rok) o braciach Mannach i Brechcie w Ameryce. Z epickim rozmachem i ironią rozpoczął nową erę telewizyjnej sceny, a także nowy etap kariery Janusza Gajosa w roli Odona von Horvatha. Gajos był też gwiazdą „Samobójcy" Erdmana (1989) oraz „Kolacji na cztery ręce" (1990) z Romanem Wilhelmim. Koncertowo grali Bacha i Haendla, a przed telewizorami zasiadały miliony.

Od tego czasu aktorzy za punkt honoru stawiali sobie grę u Kutza. To właśnie na planie „Stalina", zrealizowanego w typowym dla Kutza tempie pięciu dni, stworzył ostatnią kreację wielki Tadeusz Łomnicki, wcielając się również w Króla Leara, którego nie zdążył zagrać poza telewizją. Z kolei Jerzy Trela stworzył wielkie role w „Antygonie w Nowym Jorku" Głowackiego i „Nocy Walpurgii" Jerofiejawa.

Swoimi spektaklami Kutz portretował czas przełomu po 1989 roku, gdy kino znalazło się w impasie. Dotykał gorących tematów, a sukcesom artystycznym towarzyszyły gorące polemiki, a także wychodząca na jaw hipokryzja i obskurantyzm nowych elit solidarnościowej władzy. Oburzenie środowisk kombatanckich wywołało „Do piachu" Tadeusza Różewicza (1990), wzruszająca historia wiejskiego chłopca Walusia (Piotr Cyrwus), który padł ofiarą sądu wojennego. Można tam było zobaczyć pierwsze obawy przed demonami militaryzmu i nacjonalizmu. „Antygona w Nowym Jorku" (1995) ostrzegała m.in. przed powrotem rasizmu w globalnym świecie. Podsiekalnikow w „Samobójcy" był ofiarą burzliwej transformacji, a marzeniem głównego bohatera było, by wielcy tego świata pozwolili mu żyć w spokoju.

Kutz zawsze pokazywał, jak dziwne i kręte są ludzkie losy i jak ich oceny mogą być zafałszowane. Jeszcze przed odzyskaniem niepodległości w „Węźle" Falka (1987) ostrzegał, jak nieprzewidziane mogą być ciągi dalsze agenturalnych historii. Wyznanie przyjaciel donosiciela zabijało człowieka, który ułożył sobie życie, po tym jak SB złamało mu karierę. W „Zapachu orchidei" (1991) Rylskiego Kutz przedstawił aparatczyka stowarzyszenia katolickiego, świętoszka zdolnego wyższymi racjami usprawiedliwiać polityczne kompromisy. Spektakle były jednym z elementów konfliktu Kazimierza Kutza ze związkiem Solidarność w krakowskiej telewizji. Nie mogąc pracować w TVP, powrócił do filmu i – mimo kłopotów finansowych – zrealizował obraz o tragedii w kopalni Wujek.