TVP napisała na swojej stronie zapowiadając: „TVP1 zaprasza na spektakl Teatru Telewizji pt. „Werdykt”, w reżyserii Jacka Raginisa-Królikiewicza. Jak działały mechanizmy władzy w PRL i jak wyglądały kulisy wprowadzenia stanu wojennego? Czy główny bohater uniknie sprawiedliwości, czy uda się ujawnić mroczne tajemnice z jego przeszłości, czy też pozostanie bezkarny?”. Teatr TV od produkcji się odciął – zresztą piątkowa, a nie – poniedziałkowa emisja każe temu stwierdzeniu wierzyć.

Emitowane w 38. rocznicę stanu wojennego widowisko było skrzyżowaniem fikcji i rzeczywistości łatwo wprowadzającym zamęt do percepcji widzów. W centrum znalazła się sprawa Wojciecha Jaruzelskiego (nie tylko wprowadzenia przez niego stanu wojennego, ale też cały jego żołniersko-polityczny życiorys). Jedną rzeczywistość tworzyli siedzący w studiu publicyści (m.in. Jerzy Jachowicz, Piotr Semka) z prowadzącym Jackiem Łęskim. Drugim miejscem akcji była sala sądowa, w której Trybunał Pamięci słuchając relacji kolejnych świadków, biegłych sądowych itp. (m.in. Peter Raina, Piotr Gontarczyk, Andrzej Dudek) w obecności publiczności (przed salą także ludzie z transparentami skandujący: „werdykt! werdykt!”) – miał zdecydować o winie bądź o uwolnieniu generała od zarzutów. Kolejna rzeczywistość zainscenizowana została na warszawskich Powązkach, na których liczna grupa ludzi toczyła spór, czy ten cmentarz dla zasłużonych jest miejscem, gdzie powinien znajdować się grób generała.

Dokumentalnego charakteru całości dodawały materiały archiwalne.
Wszystkie miejsca scalała konwencja widowiska „na żywo”, którego dramaturgia tworzy się na oczach widzów. Tyle, że widzowie zapewne w większości byli zdezorientowani, z jakiego rodzaju widowiskiem mają do czynienia – o ile w ogóle sobie takie pytanie zadawali. Jak wiadomo, widz coraz częściej przyjmuje to, co widzi – dosłownie. Dla niego Trybunał Pamięci  może okazać się zupełnie rzeczywisty skoro ci, którzy w nim występują są istniejącymi postaciami życia publicznego. A to już bardzo niebezpieczne. W nadmiarze i chaosie informacji o dezinformację bardzo łatwo. Także o manipulację.

O tym, że to fikcja z elementami prawdy - dowiedzieć się można było dopiero przy lekturze napisów końcowych, a te – jak wiadomo, rzadko obserwuje się do końca. Tam  figuruje wyjaśnienie, że to fikcja, choć poglądy publicystów w studiu oraz wypowiedzi sądowe – są zgodne z poglądami prezentujących je ludzi. Dużo dalej jest o tym, że inscenizacje reżyserowała druga reżyserka, że był casting. Hybryda, która powstała, jest  firmowana przez  TVP oraz Instytut Pamięci Narodowej. No i Jacka Raginisa – Królikiewicza, który dopiero co pokazywał w poniedziałkowym Teatrze TV swoją udaną interpretację „Dnia gniewu” Romana Brandstaettera.

Przykro, że te obydwa spektakle są dziełem tego samego człowieka.