Teatr Wielki w Łodzi: Rodzinny konflikt przejmująco wyśpiewany

„Tramwaj zwany pożądaniem” to opowieść dobrze znana, a jednak w Teatrze Wielkim w Łodzi cały czas trzyma widzów w napięciu.

Aktualizacja: 16.05.2018 17:37 Publikacja: 16.05.2018 17:37

Foto: Fot. Maciej Piąsta

Nie wiadomo, co bardziej doceniać. Czy umiejętne połączenie muzyki Andre Previna z tekstem słynnej sztuki Tennessee Williamsa? Czy precyzję Macieja Prusa, od którego młodsi o pokolenia reżyserzy mogą się uczyć, jak robić nowoczesny teatr prostymi środkami bez eksponowania własnych frustracji? Czy świetne role wykonawców?

W Łodzi „Tramwaj zwany pożądaniem” wystawiono jednak przede wszystkim dla Joanny Woś. Ma ona w Teatrze Wielkim taką pozycję, że może wpływać na zmianę planów, ale też odwagę sięgania po najtrudniejsze wyzwania.

Andre Previn – pianista, dyrygent i kompozytor, były mąż Anne-Sophie Mutter, z którą koncertował też w Polsce – skomponował 20 lat temu operę dla legendarnej Renée Fleming. Swym głosem delikatnym jak aksamit potrafiła ona nakreślić postać Blanche, bohaterki jednej z najsłynniejszych sztuk amerykańskich, unieśmiertelnionych oscarową kreacją filmową Vivien Leigh. U nas zmierzyła się z nią teraz Joanna Woś.

Andre Previn dokonał korekt w sztuce Williamsa. W pierwszym akcie Blanche przybywającą do domu swej siostry Stelli w Nowym Orleanie cechuje pewna operowa posągowość. Nie ma w niej niepokojącego rozedrgania, ciągłej zmiany nastroju. Ale też w takim wcieleniu Joanna Woś czuje się naturalnie.

Przemiana następuje potem. Blanche zachowuje operowy charakter (jej jednej Previn przypisał melodyjne ariosa), ale stopniowo popada w szaleństwo. Joanna Woś pokazuje to przejmująco długimi frazami, na przemian dramatycznymi lub ulotnymi, delikatnymi jak mgła pianami skontrastowanymi wręcz z krzykiem. Jako artystka zachowuje klasę do końca, jako Blanche jest przejmująca.

Opera mocniej eksponuje też konflikt między Blanche a mężem jej siostry, Stanleyem Kowalskim. Szymon Komasa dodaje mu wyzywająco atrakcyjną młodość i odsłania to, co kryje się w Stanleyu. Początkowo jest nieco bezbarwny, potem przejmuje inicjatywę.

Jeśli Joanna Woś bazuje bardziej na środkach wokalnych, Szymon Komasa dodaje wysokiej klasy aktorstwo. A Maciej Prus zrezygnował z nowoorleańskich realiów sztuki, zresztą w muzyce Previna też są ledwie zaznaczone. Wydobył zaś to, co skryte we wnętrzach bohaterów, precyzyjnie pokazał relacje między nimi. I dodał metaforyczną klamrę z piękną ostatnią sceną, przypominając widzom, że opera ma przenosić ich w świat o innym wymiarze.

Dostrzec też trzeba młodą Aleksandrę Wiwałę, która jako Stella potrafiła być partnerką Joanny Woś, nieco bezbarwnego Tomasza Piluchowskiego w roli Mitcha zauroczonego niezwykłą Blanche oraz dyrygenta Tadeusza Kozłowskiego. Wspólnie podarowali oni widzom spektakl będący przykładem teatru muzycznego, który wciąż zwie się operą.

Nie wiadomo, co bardziej doceniać. Czy umiejętne połączenie muzyki Andre Previna z tekstem słynnej sztuki Tennessee Williamsa? Czy precyzję Macieja Prusa, od którego młodsi o pokolenia reżyserzy mogą się uczyć, jak robić nowoczesny teatr prostymi środkami bez eksponowania własnych frustracji? Czy świetne role wykonawców?

W Łodzi „Tramwaj zwany pożądaniem” wystawiono jednak przede wszystkim dla Joanny Woś. Ma ona w Teatrze Wielkim taką pozycję, że może wpływać na zmianę planów, ale też odwagę sięgania po najtrudniejsze wyzwania.

2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Teatr
Kamienica świętuje 15. urodziny!
Teatr
„Wyprawy pana Broučka”: Czech, który wypił za dużo piwa
Teatr
Nie żyje Alicja Pawlicka. Aktorka miała 90 lat
Teatr
Łódź teatralną stolicą Polski. Wkrótce Festiwal Sztuk Przyjemnych i Nieprzyjemnych
Teatr
Premiera „Schronu przeciwczasowego”. Teatr nie jest telenowelą