Nie wiadomo, co bardziej doceniać. Czy umiejętne połączenie muzyki Andre Previna z tekstem słynnej sztuki Tennessee Williamsa? Czy precyzję Macieja Prusa, od którego młodsi o pokolenia reżyserzy mogą się uczyć, jak robić nowoczesny teatr prostymi środkami bez eksponowania własnych frustracji? Czy świetne role wykonawców?
W Łodzi „Tramwaj zwany pożądaniem” wystawiono jednak przede wszystkim dla Joanny Woś. Ma ona w Teatrze Wielkim taką pozycję, że może wpływać na zmianę planów, ale też odwagę sięgania po najtrudniejsze wyzwania.
Andre Previn – pianista, dyrygent i kompozytor, były mąż Anne-Sophie Mutter, z którą koncertował też w Polsce – skomponował 20 lat temu operę dla legendarnej Renée Fleming. Swym głosem delikatnym jak aksamit potrafiła ona nakreślić postać Blanche, bohaterki jednej z najsłynniejszych sztuk amerykańskich, unieśmiertelnionych oscarową kreacją filmową Vivien Leigh. U nas zmierzyła się z nią teraz Joanna Woś.
Andre Previn dokonał korekt w sztuce Williamsa. W pierwszym akcie Blanche przybywającą do domu swej siostry Stelli w Nowym Orleanie cechuje pewna operowa posągowość. Nie ma w niej niepokojącego rozedrgania, ciągłej zmiany nastroju. Ale też w takim wcieleniu Joanna Woś czuje się naturalnie.
Przemiana następuje potem. Blanche zachowuje operowy charakter (jej jednej Previn przypisał melodyjne ariosa), ale stopniowo popada w szaleństwo. Joanna Woś pokazuje to przejmująco długimi frazami, na przemian dramatycznymi lub ulotnymi, delikatnymi jak mgła pianami skontrastowanymi wręcz z krzykiem. Jako artystka zachowuje klasę do końca, jako Blanche jest przejmująca.