Kieszonkowe to nie muszą być duże kwoty

Nadmierna kontrola nad wydatkami dziecka źle wpływa na jego samodzielność - mówi Anna Hełka, psycholog z Uniwersytetu SWPS w Katowicach.

Publikacja: 03.11.2016 19:47

Anna Hełka, psycholog z Uniwersytetu SWPS w Katowicach

Anna Hełka, psycholog z Uniwersytetu SWPS w Katowicach

Foto: SWPS

Rz: Dzieci w Polsce w wieku 3–16 lat dysponują coraz większymi pieniędzmi, w ich gestii jest nawet 5 mld zł. Dostawała pani kieszonkowe od rodziców?

Anna Hełka: Bardzo regularnie, co miesiąc. Zawszy wydawało mi się, jak chyba każdemu dziecku, że jest ono stanowczo za małe, przy czym moi rodzice byli bardzo konsekwentni: gdy w pierwszym tygodniu wydałam całe kieszonkowe, to przez następne trzy nie miałam grosza. Ale właśnie dzięki temu nauczyłam się dysponować pieniędzmi. To naprawdę nie muszą być duże kwoty, a w przypadku małych dzieci nawet nie powinny być. Ważne jest, by dzieci mogły rozporządzać nimi wedle własnego uznania, oczywiście pod niewielką kontrolą rodziców.

Tak szczerze, zdarzało się pani z kieszonkowego kupować np. papierosy?

Akurat papierosy nie, ale czasem inne niezdrowe rzeczy. Tylko czy dzieci, które nie dostaną kieszonkowego, nie będą w stanie odłożyć pieniędzy na zabronione rzeczy? Przecież wystarczy odmówić sobie soczku czy kina, na które mama dała parę złotych. Tylko że w takim przypadku dzieci niczego się nie uczą, wręcz przeciwnie: nadmierna kontrola nad wydatkami dziecka źle wpływa na jego samodzielność. Później mamy kłopot z 30-latkami, którzy nie potrafią się sami utrzymać albo wręcz boją się wyprowadzić z domu.

Za to nie niszczą sobie życia przez narkotyki...

To co, w ogóle nie dawać dziecku pieniędzy, by zaczęło samo je sobie organizować poza wiedzą i kontrolą rodziców, jak choćby w filmie „Galerianki"? Lepiej od małego uczyć dziecko odpowiedzialności i dawać mu wybór, że jeśli wyda na głupoty, to nie będzie miało na rzeczy, które naprawdę są mu potrzebne. To ta odpowiedzialność powinna najlepiej uchronić dziecko przed dopalaczami i narkotykami.

Na co pani przeznaczała swoje kieszonkowe?

Pamiętam, że gdy byłam nastolatką, to marzyły mi się modne ciuchy. Rodzice mówili, że kurtkę oczywiście mogą mi kupić, bo takie wydatki są w ich gestii, ale jeśli chcę markową, to muszę się do niej dołożyć z kieszonkowego. W ten sposób zyskałam szacunek do drogich rzeczy. Często nie doceniamy dzieci, a już nawet najmłodsi potrafią mieć wielką satysfakcję z tego, że mogą za coś zapłacić z własnych oszczędności. Nie należy im tego odbierać, bo to jest bardzo ważne doświadczenie. Badania jasno pokazują, że regularne kieszonkowe przekłada się na podejmowanie bardziej racjonalnych decyzji w dorosłym życiu.

Rz: Dzieci w Polsce w wieku 3–16 lat dysponują coraz większymi pieniędzmi, w ich gestii jest nawet 5 mld zł. Dostawała pani kieszonkowe od rodziców?

Anna Hełka: Bardzo regularnie, co miesiąc. Zawszy wydawało mi się, jak chyba każdemu dziecku, że jest ono stanowczo za małe, przy czym moi rodzice byli bardzo konsekwentni: gdy w pierwszym tygodniu wydałam całe kieszonkowe, to przez następne trzy nie miałam grosza. Ale właśnie dzięki temu nauczyłam się dysponować pieniędzmi. To naprawdę nie muszą być duże kwoty, a w przypadku małych dzieci nawet nie powinny być. Ważne jest, by dzieci mogły rozporządzać nimi wedle własnego uznania, oczywiście pod niewielką kontrolą rodziców.

2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację