Rz: Dzieci w Polsce w wieku 3–16 lat dysponują coraz większymi pieniędzmi, w ich gestii jest nawet 5 mld zł. Dostawała pani kieszonkowe od rodziców?
Anna Hełka: Bardzo regularnie, co miesiąc. Zawszy wydawało mi się, jak chyba każdemu dziecku, że jest ono stanowczo za małe, przy czym moi rodzice byli bardzo konsekwentni: gdy w pierwszym tygodniu wydałam całe kieszonkowe, to przez następne trzy nie miałam grosza. Ale właśnie dzięki temu nauczyłam się dysponować pieniędzmi. To naprawdę nie muszą być duże kwoty, a w przypadku małych dzieci nawet nie powinny być. Ważne jest, by dzieci mogły rozporządzać nimi wedle własnego uznania, oczywiście pod niewielką kontrolą rodziców.
Tak szczerze, zdarzało się pani z kieszonkowego kupować np. papierosy?
Akurat papierosy nie, ale czasem inne niezdrowe rzeczy. Tylko czy dzieci, które nie dostaną kieszonkowego, nie będą w stanie odłożyć pieniędzy na zabronione rzeczy? Przecież wystarczy odmówić sobie soczku czy kina, na które mama dała parę złotych. Tylko że w takim przypadku dzieci niczego się nie uczą, wręcz przeciwnie: nadmierna kontrola nad wydatkami dziecka źle wpływa na jego samodzielność. Później mamy kłopot z 30-latkami, którzy nie potrafią się sami utrzymać albo wręcz boją się wyprowadzić z domu.
Za to nie niszczą sobie życia przez narkotyki...