Wielka prowokacja Kremla w Gruzji

Rosyjskie wojska w separatystycznych rejonach Gruzji ustawiają znaki graniczne, próbując przeciąć magistrale prowadzące z Chin do Turcji.

Aktualizacja: 13.08.2015 15:14 Publikacja: 12.08.2015 21:00

Wielka prowokacja Kremla w Gruzji

Foto: 123RF

Samowolną akcję żołnierze rosyjscy z bazy w Cchinwali w Osetii Południowej prowadzą już od miesiąca. Ostatnio postawili znaki i posterunek, odcinając gruzińskich chłopów od ich pól, w sumie zagarnęli 6 hektarów ziemi uprawnej.

Akcja zaczęła się 10 lipca. Ale pierwszy znak ustawiony przez Rosjan został wywrócony i podeptany cztery dni później w czasie happeningu gruzińskich dziennikarzy. Kolejne znaki ustawiane są razem z posterunkami, które uniemożliwiają ich zniszczenie.

Przy czym granica (której strona gruzińska nie uznaje za granicę, a jedynie za linię administracyjną) wchodzi od 300 do 1000 metrów w głąb terytorium gruzińskiego – za każdym razem dalej. Rosyjskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych, do którego skierowało protest Tbilisi, odpowiedziało, że rosyjscy żołnierze jedynie wykonują polecenia osetyjskich władz i to do Cchinwali powinna zwracać się Gruzja, by wyjaśnić sprawę.

Ale Tbilisi po pierwsze nie uznaje władz w Cchinwali, a po drugie nie ma wątpliwości, iż nie ma po co się do nich zwracać – decydenci siedzą w Moskwie. Tym bardziej że równocześnie z „akcją graniczną" Rosja wprowadziła znów embargo na eksport niektórych rodzajów gruzińskich win. „Mogę nazwać 6–7 miejsc, gdzie możemy oczekiwać podobnych akcji (na granicy). Wszystko z powodu naszych kroków podejmowanych w celu integracji z sojuszem północnoatlantyckim – uważa gruzińska minister obrony Tinatin Chidaszeli. Według niej Rosja próbuje wywierać presję na Tbilisi z powodu budowy Centrum Szkoleniowego NATO w Gruzji (w jego skład będzie wchodził m.in. duży poligon wojsk pancernych w Waziani pod Tbilisi).

– Obecnie Rosjanie mogą przesuwać linię demarkacyjną i stawać, gdzie tylko zechcą. Boję się, że mogą nawet zdecydować się na dużą prowokację i przeciąć najważniejszą magistralę drogową (łączącą zachodnią Gruzję ze wschodnią), tak jak to zrobili w 2008 roku – uważa Irakli Aładaszwili, redaktor naczelny wojskowo-analitycznego wydania „Arsenał".

Zablokowanie drogi byłoby nie tylko wielką, ale i gigantyczną prowokacją. Obok szosy biegnie linia kolejowa – obie tworzą najważniejsze połączenie transportowe Gruzji, a za chwilę mogą stać się najważniejszą częścią gigantycznego projektu tranzytowego łączącego zachodnie Chiny poprzez Kazachstan, Azerbejdżan z Turcją.

Na początku sierpnia ruszy pierwszy próbny pociąg z kontenerami z Chin poprzez kazachski port Aktau do Azerbejdżanu. Poprzedni transport, styczniowy, dotarł do gruzińskich portów z Chin w ciągu dziewięciu dni, dostarczając chińskie towary do Europy pięć razy szybciej niż drogą morską. Od września takie pociągi powinny już na stałe kursować z Chin do Stambułu.

Jednak nowa trasa jest konkurencyjna nie tylko wobec przewozów morskich, ale przede wszystkim przygotowywanej ogromnym nakładem kosztów marszruty z Chin poprzez Rosję do Europy. Moskwa od roku inwestuje w jej rozbudowę setki milionów dolarów, Pekin jednak godzi się na współdziałanie przy niej jedynie do Kazania. Dalej trasa musiałaby być modernizowana i utrzymana wyłącznie przez rosyjską stronę. Przy tym Pekin jest jednocześnie głównym udziałowcem i motorem napędowym projektu „korytarza transkaspijskiego".

Gruzja zaczęła się przygotowywać do udziału w tym przedsięwzięciu już od roku 2006, rozbudowując główną magistralę drogową i linię kolejową z azerskiego Baku do tureckiego Karsu, gdzie połączy się ona z turecką siecią kolejową. Jednocześnie Gruzini rozbudowują swoje porty nad Morzem Czarnym (i planują budowę nowego w Anaklii), do których poprowadzi odgałęzienie „korytarza" – a stamtąd do Rumunii. Większość inwestycji powinna zostać ukończona w ciągu trzech–pięciu lat i wtedy połączenie osiągnie pełną przepustowość.

Samowolną akcję żołnierze rosyjscy z bazy w Cchinwali w Osetii Południowej prowadzą już od miesiąca. Ostatnio postawili znaki i posterunek, odcinając gruzińskich chłopów od ich pól, w sumie zagarnęli 6 hektarów ziemi uprawnej.

Akcja zaczęła się 10 lipca. Ale pierwszy znak ustawiony przez Rosjan został wywrócony i podeptany cztery dni później w czasie happeningu gruzińskich dziennikarzy. Kolejne znaki ustawiane są razem z posterunkami, które uniemożliwiają ich zniszczenie.

Przy czym granica (której strona gruzińska nie uznaje za granicę, a jedynie za linię administracyjną) wchodzi od 300 do 1000 metrów w głąb terytorium gruzińskiego – za każdym razem dalej. Rosyjskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych, do którego skierowało protest Tbilisi, odpowiedziało, że rosyjscy żołnierze jedynie wykonują polecenia osetyjskich władz i to do Cchinwali powinna zwracać się Gruzja, by wyjaśnić sprawę.

2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 792
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 791
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 790
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 789
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 788