Uciekinierzy z Korei Północnej, których spotkałem w ubiegłym tygodniu w Seulu zgodnie twierdzą, że sankcje i ich restrykcyjne przestrzeganie są jednym z najważniejszych sposobów przyduszenia reżimu. Zachęcają nawet, by nie wysyłać na Północ pomocy humanitarnej. Według nich te i pozostałe dostawy trafiają bezpośrednio do Kim Dzong Una i jego świty.

Do grona państw, które ograniczają dostawy do Pjongjangu, dołącza właśnie Szwajcaria. Ostatnie sankcje ONZ spowodowały, że ten neutralny kraj stał się jednym z głównych obecnie donatorów pomagających Północy.

Ze Szwajcarii przestają płynąć środki finansowe, pomoc humanitarna oraz dobra luksusowe. Choć wydaje się to dość nietypowym towarem wysyłanym do kraju, w którym wciąż co piąte (lub co trzecie, w zależności od danych) dziecko pozostaje niedożywione, to właśnie szwajcarskie zegarki, sery czy narty wzbogacały skarbiec Kim Dzong Una.

Młody dyktator ma sentyment do tego kraju, ponieważ jeszcze niedawno studiował w Szwajcarii. Od ubiegłego tygodnia nie może już oficjalnie sprowadzać 25 produktów wpisanych na zakazaną listę przez szwajcarski MSZ. Paradoksalnie, te sankcje mogą spowodować więcej zamieszania niż pozostałe. Drogie zegarki były od dekad idealnym środkiem do korumpowania urzędników. Teraz o ich przychylność wobec coraz mniej lubianego Kima może być coraz trudniej.