Franciszek przegrał w swojej ojczyźnie

W środę nad ranem argentyński Senat przegłosował prawo do przerywania ciąży do 14. tygodnia. To symboliczna cezura w 500-letniej historii katolicyzmu w Ameryce Łacińskiej.

Aktualizacja: 30.12.2020 21:20 Publikacja: 30.12.2020 18:36

Franciszek przegrał w swojej ojczyźnie

Foto: AFP

„Każda odrzucona osoba jest dzieckiem Boga" – pisał jeszcze we wtorek tuż przed rozpoczęciem debaty w izbie wyższej parlamentu papież. Ale senatorów nie przekonał. I następnego dnia konstatował ze smutkiem: „wszyscy żyjemy przede wszystkim dlatego, że ktoś chciał dla nas życia".

Zwycięstwo zwolenników legalnej aborcji było zdecydowane. Opowiedziało się za nią 38 senatorów przy 29 głosach przeciwnych i jednym wstrzymującym (w głosowaniu nie mógł wziąć udziału 90-letni były prezydent Carlos Menem, zwolennik utrzymania dotychczasowych przepisów: jest w śpiączce). Dwa tygodnie wcześniej jeszcze większe poparcie liberalizacja uzyskała w izbie niższej parlamentu.

Całą noc na placu w Buenos Aires, przy którym stoi budynek Kongresu, stał gęsty tłum. Ale podzielony na dwie części. Po jednej stronie „zielona fala" – złożony przede wszystkim z młodych kobiet ruch feministyczny. Po drugiej „niebiańscy" – Argentyńczycy wierni Kościołowi. Gdy wynik już był przesądzony, ci pierwsi zaczęli tańczyć, drudzy rozeszli się ze smutkiem.

Kraj podzielił się jednak nie tylko po linii pokoleniowej. O ile za zniesieniem zakazu aborcji było kosmopolityczne Buenos Aires, o tyle już nie prowincja, szczególnie na północy kraju.

Tę cywilizacyjną przepaść będzie teraz bardzo trudno zasypać. O jej głębi świadczy choćby debata w Senacie. – Gdy się rodziłam, kobiety były nikim. Nie miały prawa głosować, rozwodzić się, dziedziczyć, studiować. Teraz odzyskują godność – przekonywała 71-letnia Silvia Sapag.

– Oczy Boga patrzą na każdego z nas. Błogosławią tych, którzy chronią życie, a potępiają tych, którzy zabijają niewinnych. I mówię to nie ja, ale Biblia, na którą wszyscy składaliście przysięgę – odpowiedziała Maria Belem Tapia.

Największy dziennik kraju, „Clarin", triumfował: „Argentyna stała się trochę bardziej sprawiedliwa. Dołączyła do cywilizowanych narodów świata, które nie widzą w kobietach przedmiotów stworzonych do rodzenia".

Zdaniem organizacji feministycznych każdego roku dokonywano pół miliona nielegalnych zabiegów aborcji. Od przywrócenia 38 lat temu demokracji w ich wyniku zmarło ok. 3 tys. kobiet.

Inicjatywa prezydenta, peronisty Alberta Fernandeza, przeprowadzenia tak fundamentalnej zmiany cywilizacyjnej w środku pandemii jest jednak równie kontrowersyjna, co zaostrzenie w tym samym czasie prawa do aborcji w Polsce czy legalizacja eutanazji w rządzonej przez socjalistów Hiszpanii. Jest częścią szerokiego programu reform rozpoczętego po porażce wyborczej w 2019 r. liberała Mauricia Macri, który pozostawił Argentynę w zapaści. W kraju, który na początku XX wieku należał do ścisłej czołówki rozwiniętego świata, a dziś spadł do poziomu rozwoju Białorusi, Fernandez i wiceprezydent Cristiną Fernandez de Kirchner starają się rozwijać pomoc socjalną i renegocjować dług z MFW. Liberalizacja aborcji ma przyciągnąć młody elektorat, mimo iż gospodarka w tym roku załamie się o 11 proc., a inflacja już przekroczyła 35 proc.

Jest to też wynik trwającego od wielu dekad osłabienia wpływów Kościoła nie tylko w Argentynie, ale całej Ameryce Łacińskiej. Franciszek, który po decyzji Senatu najpewniej zawiesi planowaną wizytę apostolską w ojczyźnie, utrzymywał bliskie relacje z prezydentem. Jako arcybiskup Buenos Aires był też niezwykle popularny, w szczególności z uwagi na rozwiniętą przez niego pomoc dla najbiedniejszych (w mieście i reszcie kraju Kościół prowadzi tysiące punktów z darmową żywnością). A jednak Fernandez okazał się głuchy na argumenty Ojca Świętego w tak fundamentalnej sprawie i odwołał obowiązujący od 1921 r. zakaz przerywania ciąży.

Do tej pory aborcja w Ameryce Łacińskiej była legalna tylko na komunistycznej Kubie, w malutkiej Gujanie oraz mającej status departamentów zamorskich Gujanie Francuskiej, a także zamożnym Urugwaju. Argentyna staje się więc pierwszym dużym krajem kontynentu, który poszedł tą drogą. Ale zapewne nie ostatnim, bo i poza nim wpływy Watykanu słabną. O ile jeszcze w 1970 r. 92 proc. Latynosów uważało się za katolików, o tyle teraz ten współczynnik spadł do 59 proc. Pozostali dzielą się równo po połowie: 1/5 postawiła na protestantyzm i tyleż uważa się za agnostyków lub ateistów. Zdaniem waszyngtońskiego instytut Pew 81 proc. osób, które przechodzą do innych Kościołów chrześcijańskich, „szuka bezpośredniego kontaktu z Bogiem".

Swoją rolę odegrały też skandale pedofilskie i korupcyjne, a także bliskość Watykanu z autorytarnymi reżimami, zanim przyszła do Ameryki Łacińskiej wielka, demokratyczna fala w połowie lat 80. Siedem lat pontyfikatu Franciszka to za mało, aby taką spuściznę przezwyciężyć.

„Każda odrzucona osoba jest dzieckiem Boga" – pisał jeszcze we wtorek tuż przed rozpoczęciem debaty w izbie wyższej parlamentu papież. Ale senatorów nie przekonał. I następnego dnia konstatował ze smutkiem: „wszyscy żyjemy przede wszystkim dlatego, że ktoś chciał dla nas życia".

Zwycięstwo zwolenników legalnej aborcji było zdecydowane. Opowiedziało się za nią 38 senatorów przy 29 głosach przeciwnych i jednym wstrzymującym (w głosowaniu nie mógł wziąć udziału 90-letni były prezydent Carlos Menem, zwolennik utrzymania dotychczasowych przepisów: jest w śpiączce). Dwa tygodnie wcześniej jeszcze większe poparcie liberalizacja uzyskała w izbie niższej parlamentu.

Pozostało 86% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Społeczeństwo
Alarmujący raport WHO: Połowa 13-latków w Anglii piła alkohol
Społeczeństwo
Rosyjska wojna z książkami. „Propagowanie nietradycyjnych preferencji seksualnych”
Społeczeństwo
Wielka Brytania zwróci cztery włócznie potomkom rdzennych mieszkańców Australii
Społeczeństwo
Pomarańczowe niebo nad Grecją. "Pył może być niebezpieczny"
Społeczeństwo
Sąd pozwolił na eutanazję, choć prawo jej zakazuje. Pierwszy taki przypadek