Powodem jest brak zaufania do nowego prezesa. A były wiceprezydent, który objął niedawno to stanowisko, ustępować wcale nie zamierza. Cierpią mieszkańcy.
O strajku zadecydowała w nocy załoga bydgoskiego MZK. - To była autonomiczna decyzja pracowników. Nie ingerowaliśmy w to – zapewnia Andrzej Arndt, szef Związku Zawodowego Pracowników MZK. Dziś rano na ulice Bydgoszczy nie wyjechały tramwaje oraz większość autobusów. W zajezdniach pozostało 70 autobusów i 56 tramwajów. Ludzie stoją na przystankach i czekają na podstawienie taboru. Najwięcej na obrzeżach miastach. Na ulicach tworzą się gigantyczne korki.
- Czy ktoś o nas pomyślał? Jak mamy dojechać do pracy ? – pytają mieszkańcy Bydgoszczy na portalach społecznościowych. Skarżą się, że miasto zostało kompletnie zakorkowane, bo MZK wystawiło pasażerów do wiatru. "Rozumiem, że walczą o swoje, ale mogli pomyśleć też o nas mieszkańcach. To oni są dla nas, a nie my dla nich" – napisał internauta o nicku "pasażer". Jednak część bydgoszczan rozumie postulaty strajkujących. "Może nie mieli wyjścia? Muszą walczyć" – napisał Tadeusz.
Inny internauta zauważa, że kierowcy i motorniczowie, gdyby nie musieli to na pewno by nie strajkowali. A zresztą - jak dodaje - wszędzie było napisane, że możliwy jest strajk. Wszędzie były naklejane kartki na tramwajach i autobusach MZK z napisem ,,Protest''. Więc można było się spodziewać strajku – tłumaczy.
Mieszkańcy na Facebooku proszą o pomoc w dotarciu do różnych miejsc, w których są umówieni na konkretną godzinę. "Potrzebuję być z dzieckiem na 10 na ul. Fromborskiej w Centrum Medycznym Ikar. Dziecko ma tam rehabilitację. Taksówki nie da się zamówić ciągle jest zajęte" – napisała jedna z matek prosząc o podwiezienie jej i dziecka.