W piątek mija rok od zakończenia finansowania ze środków publicznych procedury in vitro. Ale dzieci z rządowego programu rodzą się nadal.
Z danych Ministerstwa Zdrowia wynika, że do 28 czerwca 2017 r. w ramach tego programu odnotowano 13 208 ciąż oraz 7649 narodzin. Czyli od 30 czerwca 2016 r. (zakończenie programu) do tej pory urodziło się kolejne 2358 dzieci.
Do tej pory program kosztował 238 216 849, 44 zł.
Kliniki leczenia niepłodności przyznają, że wciąż mają zamrożone „rządowe" zarodki, ale nikt nie wie, ile ich jeszcze jest. W odpowiedzi na pytanie o ich liczbę resort zdrowia poinformował nas, że do Rejestru Medycznie Wspomaganej Prokreacji trafiają tylko informacje o urodzeniach i ciążach. – Przepisy pozwalają jedynie na tworzenie maksymalnie sześciu zarodków, więc siłą rzeczy nie może być ich bardzo dużo. Ale cały czas je mamy – mówi dr Grzegorz Mrugacz z białostockiej kliniki Bocian. Lekarz tłumaczy, że pary wciąż mają prawo do bezpłatnego transferu zarodka, ale za badania, leki i za przechowywanie zarodków muszą zapłacić sami. – Dla wielu par jest to bariera nie do przeskoczenia. Miesiącami odkładają pieniądze i później dochodzi do transferu – opowiada Mrugacz. Lekarz tłumaczy, że taka zwłoka ma wpływ na powodzenie, bo im kobieta starsza, tym mniejsza szansa na dziecko. Problemy finansowe par dostrzegają także inne kliniki. – Parom, które były w programie, oferujemy specjalne rabaty. Staramy się być elastyczni, bo sytuacje życiowe i materialne pacjentów są bardzo różne – mówi Aleksandra Bilewicz z kliniki InviMed.
– Pomimo zakończenia umowy na realizację programu, wychodząc naprzeciw potrzebom pacjentów, przez pierwszy rok wzięliśmy na siebie koszty ich bankowania. Pacjenci mogą zdecydować się na dalsze ich przechowywanie i wykorzystać w przyszłości na potrzeby swojego leczenia – mówi Katarzyna Goch. Niewykorzystane zarodki po 20 latach muszą zostać przekazane innym parom.