Heimo Wallner był łapany przez to samo urządzenie codziennie o trzeciej w nocy w drodze powrotnej z pracy.
Mężczyzna powiedział austriackim mediom, że w ciemności nie widział znaku ograniczającego prędkość do 30 km/h, więc jechał standardowe 50 km/h. Pierwszy mandat przyszedł do niego po miesiącu. Od tego czasu praktycznie codziennie otrzymuje kolejne.
Wallner pracuje w Klagenfurcie, około 30 minut jazdy od swojego domu w południowej części Karyntii. Pierwsze ostrzeżenie o przekroczeniu prędkości otrzymał w maju. - Wtedy pomyślałem, że nadejdzie jeszcze więcej - i będzie to drogo kosztowało - powiedział.
Zdaniem Wallnera stojący niedaleko szkoły fotoradar jest w nocy trudny do zauważenia. Urządzenie pracuje na podczerwień, więc nie uruchamia się żaden flesz, na ogół sygnalizujący kierowcy, że może spodziewać się przesyłki z mandatem.
Dane z mandatów potwierdzają tłumaczenia mężczyzny - wszystkie zbyt szybkie przejazdy kierowca realizował z jednakową prędkością 50 km/h.