Wojska Obrony Terytorialnej wprowadzają nowatorski system wsparcia dla kandydatów. Do włożenia munduru namawiają rekruterzy, którzy mają łowić kandydatów i pomagać im szybko ominąć biurokratyczne rafy systemu naboru do wojska. Własną rekrutację prowadzi też Narodowe Centrum Bezpieczeństwa Cyberprzestrzeni, osobno szukaniem kandydatów zajmują się wojskowe komendy uzupełnień.
Gołym okiem widać, że trwa walka o każdego zdolnego do noszenia broni, a wojskowi mają świadomość, że bez wysiłku i niestandardowych działań nie wykonają ustalonych przez resort obrony norm uzupełnienia etatów w wojsku. W tym roku liczebność armii powinna wzrosnąć o kilka tysięcy osób.
Kreatywne działania podejmuje właśnie WOT, który maksymalnie upraszcza system rekrutacji. W brygadach powstały nieetatowe mobilne zespoły rekrutacyjne. Headhunterzy pomogą kandydatom wypełnić wniosek o powołanie do służby, a następnie w ich imieniu złożą dokumenty do wojskowych komend uzupełnień. A potem będą opiekowali się kandydatem do czasu złożenia przysięgi.
Około 60 rekruterów to żołnierze Terytorialnej Służby Wojskowej, którzy w cywilu pracują w działach HR. Kwartalnie każdy z nich powinien złowić co najmniej dziesięciu kandydatów. Na co będą oni mogli liczyć? Na pewno nie na prowizję od złowionej osoby, ale np. pochwałę od dowódcy, dodatkowy urlop albo okolicznościową nagrodę finansową przyznawaną najlepszym żołnierzom.
Jak na razie to program pilotażowy. Skuteczność działania łowców głów poznamy za kilka miesięcy.