Herkules, Syzyf, a może robot - Henryk Walczewski o specyfice pracy sędziego

Kto nie sądził, ten nigdy nie zrozumie, jak mało może sędzia.

Publikacja: 30.03.2019 07:45

Herkules, Syzyf, a może robot - Henryk Walczewski o specyfice pracy sędziego

Foto: shutterstock

Mity greckie służyły zawsze inspiracją twórcom kultury i sztuki. Prawnikom raczej nie. To się chyba zmienia, ponieważ całkiem niedawno na łamach „Rzeczpospolitej" ukazał się artykuł, w którym autorka, opisując realia pracy w polskich sądach, a warszawskich w szczególności, posłużyła się mitem greckim i postacią Herkulesa. Nie można odmówić jej racji. Idzie jednak nie o to, aby prześcigać się w opisach i dramatyzować, ale by znajdować wyjście z trudnej sytuacji. Dlatego, podążając ścieżką podobieństw antycznych, chcę je zderzyć ze współczesnością i konkretnymi propozycjami. Taka licentia poetica pozwala swobodniej czynić uwagi konieczne zapewne nie tylko dla ustawodawcy, ale również dla praktyka działającego tu i teraz.

Czytaj także: Uprawnienia i obowiązki w samorządzie sędziowskim

O antycznych archetypach postaw i postaci jako wzorcach negatywnych

Herkules to bohater, który już w kołysce dokonywał czynów wyjątkowych i bohaterskich. Kiedy jednak popadł w obłęd i zabił swoją rodzinę, za karę miał wykonać 12 prac niemożliwych dla zwykłego człowieka (m.in. zabicie hydry lernejskiej, lwa nemejskiego, wyczyszczenie stajni Augiasza, zabranie z Hadesu psa Cerbera). Herakles wykonał je wszystkie. Popadł jednak w dalsze problemy i kres jego udrękom położył dopiero Zeus, zabierając go do siebie na Olimp.

Syzyf to postać, której nikt nie ratował – przeciwnie, za karę i bez końca wykonuje pracę równie beznadziejną, co bezużyteczną. Ta praca nigdy się nie kończy i nie ma żadnego efektu, bo jej sensem i celem jest kara dla Syzyfa.

Robot to bohater współczesny – niestety, w powszechnej świadomości nie kojarzy się z sympatycznymi postaciami człekopodobnymi znanymi z książek Stanisława Lema, ale z ciężką pracą wykonywaną bezmyślnie i ponad siły.

Jest bardzo źle, że praca w sądzie i praca sądu mogą być kojarzone z tymi wzorcami. Herkules nie powinien być bohaterem, ponieważ praca w sądzie ma się opierać na profesjonalizmie, a nie na bohaterstwie. Bohaterstwo doprowadziło Herkulesa do obłędu, obłęd do zbrodni, a zbrodnia do kary. Dopiero boska interwencja położyła kres takiej egzystencji. Z kolei Syzyf to symbol beznadziejnej i niekończącej się pracy, ponieważ tylko taki jest jej sens i przeznaczenie. Robot to negatywny bohater współczesności – pracuje ponad siły, ale jest oceniany negatywnie, bo jego praca została zaprogramowana przez zewnętrzny rozum.

Ratunek dla sądów – czego musi dokonać ustawodawca?

Zgodnie z zasadą trójpodziału władzy stanowienie prawa nie jest prerogatywą sędziów. Mogą oni jedynie zabiegać o taki kształt prawa, który pozwala im w sposób efektywny wywiązywać się z obowiązków. Jak można do tego doprowadzić?

Po pierwsze – optymalizacja prawa i postępowania sądowego.

Obecny kształt prawa determinują poglądy doktryny, która, zdominowana przez przedstawicieli nauki, nie rozumie należycie, czym jest poszukiwanie rozwiązań dla problemów prawnych. W efekcie w przepisach prawa nie brakuje norm w rodzaju art. 212 § 3 kodeksu cywilnego. Odesłanie do decyzji sądu jest typową normą pozorną, ponieważ nie przynosi żadnego merytorycznego rozwiązania. Nie bez powodu postępowania zwane nieprocesowymi należą do najbardziej przewlekłych postępowań sądowych. Mamy bowiem do czynienia z dwoma poważnymi błędami ustrojowymi. Pierwszy polega na tym, że zamiast reguły i merytorycznego rozwiązania problemu zostało ustanowione prawo sędziowskie. Drugi błąd to ubezwłasnowolnienie osób mających roszczenia, ponieważ mając wprawdzie roszczenie (np. art. 210, 211 k.c.), uprawnieni nie znają jego normatywnej treści, którą chcieliby samodzielnie wcielić w życie, a dopiero sąd może ją wiążąco określić.

Po drugie – sądy nie mają urządzać ludziom życia, ale chronić ich prawa.

Do roli sądów należy udzielanie ochrony prawnej, czyli badanie i potwierdzanie zasadności roszczeń, aby mogły być spełniane pod ochroną imperium państwa, czyli egzekucji. Do sądów nie należy więc stanowienie prawa, nawet w formie indywidualnego rozstrzygnięcia, chyba że ustawa tak stanowi. Większość roszczeń poddanych orzeczeniom sądowym pochodzi z umów, a wówczas sąd jedynie sprawdza zasadność roszczenia, aby mu ochrony udzielić – jeżeli ktoś nie może samodzielnie wyegzekwować swoich praw.

Komplementarność przepisów prawa materialnego z prawem procesowym

Komplementarność polega nie tylko na ścisłym powiązaniu, ale nade wszystko na relacji wzajemnej zależności. Typowe dobra komplementarne to zatem prąd i żarówka (samochód elektryczny), pistolet i naboje. Jedno bez drugiego nie działa i staje się pozbawione sensu. Tak jak uzbrojony w pistolet żołnierz bez amunicji staje się bezbronny, tak samo sądy nie mogą należycie wykonywać swoich obowiązków, gdy brakuje odpowiednich norm prawa materialnego. Przykładem niech będzie art. 498 kodeksu postępowania cywilnego – nakaz zapłaty może więc być wydany praktycznie zawsze, ponieważ roszczenia są zazwyczaj pieniężne, a te niepieniężne daje się przekształcić w pieniężne. Z kolei art. 499 k.p.c. zobowiązuje sąd do odmowy wydania nakazu w obliczu wątpliwości co do zasadności jego wydania.

Mamy więc sprzeczność –bo z przepisów tych wynika, że sąd może zawsze wydać nakaz, chyba że ma wątpliwości. Istotą postępowania nakazowego jest jednak, żeby wydawać nakazy po spełnieniu przesłanek bez badania dokładnie sprawy. Prawidłowa konstrukcja powinna być inna: że sąd wydaje nakaz tylko wtedy, kiedy przepis szczególny tak stanowi. I taki zapis jest w art. 498 § 1 k.p.c., ale jego sensowi zaprzeczają dalsze sformułowania. Z kolei przepis prawa materialnego odpowiadający dyspozycji „przepis szczególny tak stanowi" powinien być dostatecznie szczegółowy. Na przykład „jeżeli nabywca towaru potwierdził jego otrzymanie na fakturze – sąd może wydać nakaz zapłaty w postępowaniu upominawczym". Gdyby obowiązywały takie przepisy, byłoby niemożliwe masowe wnoszenie sprzeciwów od nakazów zapłaty – tylko dlatego, że jest taka możliwość bez żadnych warunków (art. 502 k.p.c. ), a sąd wyznacza wówczas rozprawę bez względu na to, czy doszło do sprecyzowania sporu.

Za dużo przepisów i nakładające się na siebie procedury sądowe

Kto nie sądził, ten nigdy nie zrozumie, jak mało może sędzia. Ze wszech stron jest obwarowany różnymi przepisami, szczegółowo narzucającymi sposób procedowania. W dodatku nadmiar środków zaskarżenia, choćby niewielkiej wagi (np. 162 k.p.c. – zastrzeżenia do protokołu), opartych jest na stawianiu zarzutów sądowi zamiast na pozytywnym domaganiu się konkretnej reakcji sądu. Żeby sąd dopisał coś do protokołu, nie trzeba od razu podważać jego autorytetu, skoro przyczyna jest zazwyczaj zupełnie inna (sąd nie dosłyszał albo nie zrozumiał świadka).

Nakładające się na siebie procedury sądowe są z kolei przyczyną nieskończonych wątpliwości i konkurujących ze sobą wykładni. Będą pożywką dla generowania przewlekłości postępowania w niejednym procesie. Nowelizacja k.p.c. jest znakomitą okazją nie tylko do wyczyszczenia z nieudanych nowelizacji i niefortunnych poprawek, ale nade wszystko do odchudzenia ilości przepisów, które z pewnością mogą lepiej wyrażać te same treści w mniej obszernej formie.

Sędziowie nie doceniają swoich możliwości

Ślamazarne procesy i spadające z wokandy rozprawy są z reguły kwitowane jako skutek niedoskonałości prawa, braki kadrowe, niesubordynacja biegłych i świadków etc. Nie zawsze, chociaż rzeczywiście często, tak bywa. Po stronie sędziów jest jednak sporo niedocenianych możliwości, których wykorzystywanie może naprawdę pomóc w sprawniejszym przeprowadzeniu sprawy.

Planowanie przebiegu postępowania i przebiegu rozpraw

Nie jest to obowiązek (ponieważ to dopiero rozważa ustawodawca w przygotowanej i przyjętej przez Radę Ministrów nowelizacji – druk RCL 309), ale nie ma również zakazu, aby sąd zaplanował i z góry ogłosił terminy rozpraw wraz z przewidzianymi na nie czynnościami. Kiedy strony zostaną wezwane na rozprawie na kolejne terminy, zbyteczna się staje mordęga sekretariatu przy wysyłaniu wezwań i poszukiwaniu brakujących dowodów doręczenia. W dodatku jak w przysłowiu: „kto nie przychodzi, ten sam sobie szkodzi", przynajmniej w sprawach cywilnych sprawy mogą toczyć się wyraźnie szybciej.

Skwapliwe ustalanie spraw niespornych, czyli niewymagających dowodu

Zalewanie sądu wnioskami dowodowymi jest zwyczajną strategią przeciętnego mecenasa. To nie leży w interesie sądu i sprawności postępowania cywilnego, aby prowadzić dowody na okoliczności niesporne. Tak się jednak często robi, ponieważ kopiuje się w sprawach cywilnych zasady obowiązujące w procesie karnym.

Skrupulatne przepytanie pełnomocników i stron w zakresie stanu faktycznego pozwala radykalnie skrócić listę świadków i dowodów, a trwa krócej niż poświęcone im terminy rozpraw. Najgorsze głupstwo to wyznaczanie biegłych przed pierwszą rozprawą – a co będzie, jeśli się strony zechcą pogodzić i opinia okaże się zbędna, a gdzie ustalona ze stronami teza dowodowa?

Rzetelne spisywanie protokołu nawet wówczas, gdy rozprawa jest nagrywana

Podniesienie nagrania rozprawy do rangi protokołu budzi poważne wątpliwości. Bo protokół sam w sobie jest efektem wysiłku umysłowego oraz woli uzyskania jakiegoś celu. Do protokołu wpisuje się więc z rozmysłem to, co w sprawie istotne, upewniając się wcześniej co do treści i sensu czynionych zapisów.

Nagranie jest przeciwieństwem takiego postępowania. Urządzenie zapisujące rejestruje wszystko jak leci, nie dbając o treść, ważność, hierarchię czy sekwencję zdarzeń. Nie bez powodu zapis obrazu i dźwięku nie podlega sprostowaniu – art. 160 k.p.c. Starannie sporządzony protokół w wersji skróconej pozwala jednak odzyskać utraconą hierarchię i uporządkować zawartość protokołu w wersji zapisu obrazu i dźwięku. Sądowi odwoławczemu pozwala zaś radykalnie oszczędzać czas marnowany na wysłuchiwanie bezwartościowych fragmentów nagrań z rozpraw.

Mity greckie służyły zawsze inspiracją twórcom kultury i sztuki. Prawnikom raczej nie. To się chyba zmienia, ponieważ całkiem niedawno na łamach „Rzeczpospolitej" ukazał się artykuł, w którym autorka, opisując realia pracy w polskich sądach, a warszawskich w szczególności, posłużyła się mitem greckim i postacią Herkulesa. Nie można odmówić jej racji. Idzie jednak nie o to, aby prześcigać się w opisach i dramatyzować, ale by znajdować wyjście z trudnej sytuacji. Dlatego, podążając ścieżką podobieństw antycznych, chcę je zderzyć ze współczesnością i konkretnymi propozycjami. Taka licentia poetica pozwala swobodniej czynić uwagi konieczne zapewne nie tylko dla ustawodawcy, ale również dla praktyka działającego tu i teraz.

Pozostało 92% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Prawo karne
Przeszukanie u posła Mejzy. Policja znalazła nieujawniony gabinet
Prawo dla Ciebie
Nowe prawo dla dronów: znikają loty "rekreacyjne i sportowe"
Edukacja i wychowanie
Afera w Collegium Humanum. Wykładowca: w Polsce nie ma drugiej takiej „drukarni”
Edukacja i wychowanie
Rozporządzenie o likwidacji zadań domowych niezgodne z Konstytucją?
Praca, Emerytury i renty
Są nowe tablice GUS o długości trwania życia. Emerytury będą niższe