„Wspieramy wszystkie osoby pokrzywdzone przestępstwem, osoby im najbliższe oraz świadków przestępstw. Świadczymy pomoc postpenitencjarną. Każda historia jest dla nas ważna" – tak Ministerstwo Sprawiedliwości promuje swój Fundusz Pomocy Pokrzywdzonym oraz Pomocy Postpenitencjarnej zwany od 2017 r. Funduszem Sprawiedliwości. Ogromne środki pochodzące m.in. z pieniędzy z nawiązek skazanych, kar dyscyplinarnych i pracy więźniów, które zasilają fundusz, rozdziela minister sprawiedliwości. Finansuje się z nich m.in. pomoc medyczną, psychologiczną czy rehabilitacyjną dla osób pokrzywdzonych przestępstwem, byłym skazanym czy rodzinom zagrożonym dysfunkcją. Wydatki z funduszu wywołują także kontrowersje – tak było w przypadku rzekomego zakupu z pieniędzy funduszu systemu inwigilacji dla CBA czy zakup sprzętu dla OSP w kraju. To właśnie z pieniędzy tego funduszu utworzono w Polsce punkty bezpłatnej pomocy prawnej (jest ich już 190).
Niewiarygodny artykuł
W grudniu w regionalnej prasie ukazały się teksty promujące działalność funduszu. Artykuł opublikowany w „Kurierze Lubelskim" sygnowany jako „materiał partnera zewnętrznego Ministerstwo Sprawiedliwości" opisywał historię młodej kobiety, która jako 12-letnia dziewczynka straciła rodziców. „Zaopiekowała się nią ciotka, która zamieszkała z nią w jej rodzinnym domu. Po kilku latach kobieta zrzekła się opieki nad nastolatką i wyrzuciła ją z domu. Dziś dorosła już kobieta walczy w sądzie o prawo do zamieszkania w domu zmarłych rodziców. Wspierają ją w tym eksperci z Lokalnego Punktu Pomocy Pokrzywdzonym Przestępstwem w Lidzbarku Warmińskim" – czytamy w artykule. Historia wywołała burzę wśród czytelników – wielu miało wątpliwości co do jej wiarygodności. Dlaczego?
„Zmarli nie pozostawili testamentów, nie wiadomo też było, kto ostatecznie jest właścicielem nieruchomości. Te fakty postanowiła bezwzględnie wykorzystać ciotka, która jeszcze przed ukończeniem przez dziewczynkę pełnoletności zrzekła się nad nią opieki i zakazała powrotu do domu, pod groźbą wezwania policji. Małoletnia zamieszkała w internacie".
Prawnicy opłacani przez fundusz zakwalifikowali to jako przestępstwo i skierowali sprawę do Prokuratury Rejonowej w Lidzbarku Warmińskim. Ustalili także stan prawny nieruchomości – „kobieta, która została wyrzucona z domu, jest jego współwłaścicielem w 1/15 części oraz posiada zameldowanie na pobyt stały w tej nieruchomości" – podała gazeta. Materiał promocyjny zapewnił nas także, że „Sprawa jest w toku, ale wiele wskazuje na pozytywne zakończenie tej smutnej historii".
Czy opisana historia, która tak zbulwersowała czytelników, jest prawdziwa i czy rzeczywiście miała tak dramatyczny przebieg? Zdaniem prokuratury i policji nie.