Katalizatorem procesu, w którym regulacja mediów społecznościowych staje się jednym z ważniejszych tematów politycznych, było oczywiście zablokowanie przez Twittera konta prezydenta USA Donalda Trumpa. Za tym poszły kolejne blokady w innych sieciach społecznościowych. Temat pojawiał się już wcześniej – np. przy sprawie ACTA i protestów wokół ACTA – ale nie z taką intensywnością.
Pomysły ma zarówno obóz rządowy, jak i opozycja. Minister sprawiedliwości i prokurator generalny Zbigniew Ziobro zaprezentował jeszcze w grudniu 2020 roku założenia nowej „ustawy o ochronie wolności słowa w internecie", nad którą prace trwały wiele miesięcy. Projekt przewiduje m.in. powołanie sądów wolności słowa i ścieżkę prawną w sytuacjach blokowania kont czy usuwania wpisów.
– Od grudniowej konferencji zbieramy opinie z wielu źródeł. W ostatnich dniach głosy zainteresowania naszym projektem płyną z całego świata. Jako pierwsi chcemy uniemożliwić cenzurę zgodnych z prawem treści – mówi nam współautor ustawy Sebastian Kaleta z Solidarnej Polski. Prace nad nią – jak słyszymy – są bardzo zaawansowane.
PO: Wolność słowa w naszym DNA
Politycy Platformy Obywatelskiej, z którymi rozmawialiśmy, dostrzegają znaczenie wolności w internecie w wielu jej aspektach. – Pamiętamy sprawę ACTA, wtedy premierem był Donald Tusk, uznał, że wolność w internecie jest wartością fundamentalną. Nie przystaliśmy na jakiekolwiek regulacje, które mogłyby ją ograniczać – mówi nam Tomasz Siemoniak, który jest szefem zespołu pracującego nad nową deklaracją ideową PO. – Wolność jest w naszym DNA jako partii, środowiska. Jest jedną z naszych głównych idei – dodaje Siemoniak. Partia, jak i cała Koalicja Obywatelska szykuje się na polityczną dyskusję o nowych pomysłach. – Oby pomysły PiS czy Solidarnej Polski nie okazały się lekarstwem gorszym od choroby – zastrzega Siemoniak.
Lewica za podatkiem cyfrowym
W listopadzie 2020 roku Lewica złożyła projekt dotyczący opodatkowania internetowych gigantów. Jeden z liderów formacji Adrian Zandberg mówił wtedy, że to podatek „dla grubych ryb", sieć, w którą mają wpadać rekiny, a nie płotki. Podatek miałby wysokość 7 proc. od przychodów dla firm, które w ujęciu globalnym przekraczają 750 mln euro przychodów. Ale Lewica widzi kwestię w bardziej rozległym kontekście praw człowieka. – To jest oczywiście szerszy temat. To nie tylko sprawa podatkowa czy finansowa, ale też kwestia prywatyzowania wolności słowa. Nie może być tak, że w ramach wolności gospodarczej ta wolność staje się nadrzędna wobec swobody ekspresji, wypowiedzi. Giganci internetu mają swoje wewnętrzne regulacje dotyczące zachowania się użytkowników, które mogą w niektórych przypadkach stać w sprzeczności z prawami człowieka – mówi nam poseł Lewicy Krzysztof Śmiszek.