Prezes spółdzielni przywłaszczyła kasę

Krakowska prokuratura oskarżyła Beatę G. o przywłaszczenie blisko 317 tys. zł z kasy spółdzielni mieszkaniowej.

Aktualizacja: 08.01.2015 10:06 Publikacja: 08.01.2015 09:59

Prezes spółdzielni przywłaszczyła kasę

Foto: Fotorzepa

Kobieta była w niej najpierw księgową, potem zastępcą prezesa do spraw ds. ekonomiczno-finansowych i główną księgową, a na koniec pełniła też obowiązki prezes zarządu. Zdaniem śledczych Beata G. okradała spółdzielnię przez ponad dwa lata: od 2011 roku do października 2013 roku. W sumie dokonała kilkudziesięciu lewych przelewów na kwotę 317 tys. zł.

Zaczęło się w połowie czerwca 2011 roku. Beata G. przelała niemal 3,7 tys. zł z konta spółdzielni na rachunek bankowy prywatnej firmy. Potem zadzwoniła do niej i poinformowała, że doszło do pomyłki.

Księgowa poprosiła o zwrotny przelew tej kwoty, ale nie na rachunek spółdzielni. – Gdyby moja pomyłka wyszła na jaw to spowodowałoby problemy w pracy, dlatego proszę o przelanie gotówki na inne konto – tłumaczyła księgowa.

Wskazała inne konto. Zapewniła, że sama przeleje pieniądze na rachunek spółdzielni. Mężczyzna przelał pieniądze spółdzielni na konto wskazane mu przez Beatę G.. Jak się później okazało rachunek należał do księgowej, która ich nie zwróciła.

Ten sam patent kobieta wykorzystała jeszcze dwa razy. Niby przez pomyłkę przelewała pieniądze na konto tej samej firmy i dwukrotnie prosiła właściciela o przelanie ich na wskazany rachunek. Mężczyzna przelewał pieniądze spółdzielni na konto wskazane przez Beatę G. Kobieta jednak nie zwróciła środków spółdzielni.

Jak było to możliwe w sytuacji, gdy spółdzielnia zgodnie z umową z bankiem w przypadku przelewów za pośrednictwem internetu powinna je autoryzować przez dwie osoby? A tu robiła je tylko Beata G.? - Beata G. trzydziestokrotnie dokonała podwójnych przelewów za jedno zobowiązanie – mówi Bogusława Marcinkowska, rzecznik krakowskiej prokuratury. I tłumaczy:

Pierwszy przelew był wysyłany na prawidłowy numer konta, zaś drugi przelew, z takim samym opisem, był wysyłany na jej prywatne konta. - Były one autoryzowane przez drugą osobę. Ponieważ działanie księgowej, a późnej pani prezes polegało na używaniu przy drugim zleceniu przelewu danych adresata i tytułu zobowiązania z prawidłowo wykonanej uprzednio transakcji, a jedynie na zmianie numeru rachunku odbiorcy na rachunek bankowy oskarżonej , dlatego druga osoba autoryzująca przelew nie miała podejrzeń co do zasadności płatności –mówi prok. Marcinkowska.

Beata G. przyznała się do zarzucanego jej czynu. Tłumaczyła, że przywłaszczyła pieniądze spółdzielni z powodu trudnej sytuacji finansowej.

Beata G. nie była dotąd karana. Kobieta złożyła wniosek o dobrowolne poddanie się karze. Chce dla siebie trzech lat więzienia w zawieszeniu na siedem lat próby. Zobowiązuje się też zwrócić wszystkie przywłaszczone pieniądze spółdzielni.

Kobieta była w niej najpierw księgową, potem zastępcą prezesa do spraw ds. ekonomiczno-finansowych i główną księgową, a na koniec pełniła też obowiązki prezes zarządu. Zdaniem śledczych Beata G. okradała spółdzielnię przez ponad dwa lata: od 2011 roku do października 2013 roku. W sumie dokonała kilkudziesięciu lewych przelewów na kwotę 317 tys. zł.

Zaczęło się w połowie czerwca 2011 roku. Beata G. przelała niemal 3,7 tys. zł z konta spółdzielni na rachunek bankowy prywatnej firmy. Potem zadzwoniła do niej i poinformowała, że doszło do pomyłki.

2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Kraj
Sadurska straciła kolejną pracę. Przez dwie dekady była na urlopie
Materiał Promocyjny
Co czeka zarządców budynków w regulacjach elektromobilności?
Kraj
Mariusz Kamiński przed komisją ds. afery wizowej. Ujawnia szczegóły operacji CBA
Kraj
Śląskie samorządy poważnie wzięły się do walki ze smogiem
Kraj
Afera GetBack. Co wiemy po sześciu latach śledztwa?
śledztwo
Ofiar Pegasusa na razie nie ma. Prokuratura Krajowa dopiero ustala, czy i kto był inwigilowany