Jean-Claud Arnault, nazywany w mediach Kulturprofilen, przebywał w areszcie od 24 września, czyli od dnia, gdy zakończono proces w sądzie rejnowym w Sztokholmie. Wówczas to prokurator Voigt powzięła decyzję, by go zatrzymać ze względu na wysokie prawdopodobieństwo ucieczki. Chociażby do Francji, której Arnault jest obywatelem. Strona oskarżająca żądała trzech lat pozbawienia wolności. Arnault otrzymał wyrok dwóch lat. Ma też zapłacić odszkodowanie w wysokości 115 tys. koron szwedzkich za gwałt popełniony siedem lat temu.
Czytaj także: Choć liczba gwałtów szybko rośnie, kary są wyjątkowo łagodne
Napaść nastąpiła w sztokholmskim mieszkaniu, w którym dobrowolny seks przerodził się w przemoc. Sprawca miał zmusić kobietę do oralnego seksu. W sprawie brakowało technicznych dowodów, ale według sądu, narracja kobiety była przejrzysta, pełna szczegółów i wiarygodna. Jej wersję potwierdziło kilka osób, m.in psycholog i przyjaciółka, którym opowiedziała o zdarzeniach z pamiętnej nocy w październiku 2011 r.
Jean-Claud Arnault zaprzeczał cały czas zarzutom. Został skazany tylko za jeden gwałt, podczas gdy zarzuty dotyczyły dwóch. Teraz prokurator uważa, że Arnault powinien być sądzony za jeszcze jeden gwałt na tej samej kobiecie, choć sąd go od niego uniewinnił (uwolnił go również od zarzutów o napaść przy późniejszej okazji, gdy ta sama pokrzywdzona spała).
Gdy się okazało, że na świadka w sądzie apelacyjnym zostanie wezwana żona Arnaulta Katarina Frostenson, zaprostestowały prokurator i pokrzywdzona. Adwokat stwierdził jednak, że Frostenson to osoba najbardziej powołana do wypowiedzenia się o osobowości swego męża.