Czy trzecia i czwarta władza mają coś wspólnego?

W Polsce jak dotąd wartość informacji sądowej nie została odkryta. Nieliczne grono wyspecjalizowanych dziennikarzy sądowych tworzy ekskluzywny klub – pisze sędzia.

Aktualizacja: 05.11.2016 19:28 Publikacja: 05.11.2016 01:00

Czy trzecia i czwarta władza mają coś wspólnego?

Foto: Fotolia

W artykule "Złe media, zły sąd, czyli rzecz o niezrozumieniu" z 22 października 2016 r. red. Tomasz Pietryga, zainspirowany artykułem sędziego Jarosława Gwizdaka, pisze o niezrozumieniu między światem dziennikarskim a sędziami. Podkreśla, że zasadniczo różne są cele działania sądów i mediów. Zadaniem sądów jest wymiar sprawiedliwości, z kolei media mają przekazywać, komentować wydarzenia i informacje z sądów. Niewątpliwie trafna jest diagnoza, że różny jest poziom mediów i nie wszyscy dziennikarze są zainteresowani przekazywaniem fachowych informacji i rzetelnym dziennikarstwem.

Diagnoza – niski poziom mediów

Sama ta diagnoza pewnie mogłaby stanowić przedmiot odrębnych badań i artykułów, zwłaszcza społeczne przyzwolenie na tanią sensację i niski poziom nie tylko bulwarowej prasy.

Co zastanawia, to stopniowe obniżanie się poziomu merytorycznego przekazywanych przez media informacji. Chodzi przy tym nie tylko o nierzetelność przekazywanej informacji, ale i dobór nieistotnych tematów. W konsekwencji coraz częściej słychać, że ludzie po prostu nie oglądają telewizji, nie mają w domach telewizorów i w ogóle nie kupują gazet, gdyż jest to dla nich strata czasu. Informacje o tym, co się dzieje, czerpią z wybranych portali internetowych, czytając je zapewne w przerwie na kawę czy śniadanie, kierując się przyciągającymi nagłówkami lub zdjęciami celebrytów lub vipów. Bardziej liczy się news, kto się z kim spotkał, aniżeli co było przedmiotem spotkania i jaki jest rzetelny komentarz dziennikarski.

Rzecz w proporcjach

W ten sposób znaczna część istotnych wiadomości oraz informacji jest w ogóle poza wiedzą i świadomością przeciętnego obywatela. Tracimy na tym wszyscy, a zwłaszcza rzetelne dziennikarstwo, które przestaje być sztuką, a staje się tanim newsem. Kto dziś potrafi docenić znaczenie wciągającego, inteligentnego felietonu, na który się czeka cały tydzień? Można też postawić pytanie inaczej: który dziennikarz ma komfort pracy i możliwość tworzenia felietonów bez presji czasu i innych obowiązków?

W dobie kultu technologii informatyki zatraciliśmy chyba proporcje między ilością i jakością przekazywanej informacji, między szybkością i wartością informacji.

Bo to dotyczy nas wszystkich

W Polsce poza nieliczną grupą wyspecjalizowanych dziennikarzy z czołowych dzienników niestety nie ma specjalistów potrafiących rzetelnie przedstawiać informacje sądowe. Być może przyczyną tego stanu rzeczy jest wcześniej postawiona diagnoza. Społeczne przyzwolenie na tani przekaz medialny przyczyniło się do marginalizacji informacji sądowej jako części przekazu dnia.

Inaczej jest w innych krajach. Na przykład w Niemczech częścią informacji dnia jest przekaz aktualności sądowych. Nie chodzi jednak tylko o wydarzenia z sądów czy trybunału, lecz informacje o najważniejszych decyzjach sądowych.

Sądy podejmują przecież każdego dnia fundamentalne decyzje, które mają wpływ na życie milionów Polaków. Rozstrzygają spory nie tylko te najbardziej medialne, karne, ale decydują o sprawach pracowniczych, gospodarczych, podatkowych, ubezpieczeniowych czy cywilnych. Decyzje podejmowane zwłaszcza przez sądy najwyższego rzędu zmieniają nasze życie. W tym kontekście okazuje się, że z punktu widzenia obywatela o wiele bardziej istotna jest informacja o tym, czy będzie mógł skorzystać nieodpłatnie z pojazdu zastępczego w razie kolizji, odliczyć VAT od danej transakcji, czy dochodzić skutecznie odszkodowania za hałas niż to, z kim się spotkał danego dnia czołowy polityk ugrupowania rządzącego.

Zauważyli dziennikarzy

Wejście mediów w świat prawa i sądów nie jest takie proste i wymaga od dziennikarzy pokonania bariery hermetycznego języka oraz niezwykle specjalistycznej problematyki. Nie ułatwiały jak dotąd tego zadania same sądy, które dopiero od pewnego czasu prowadzą bardziej otwartą politykę informacyjną. Dziennikarze nie są już traktowani jak intruzi, którzy poszukują taniej sensacji i piszą jedynie krytycznie o sądach. Wciąż jednak i w tej sferze pozostaje wiele do zrobienia. Przede wszystkim konieczne jest zrozumienie przez dziennikarzy i sędziów ich wspólnego zadania, jakim jest edukacja prawna społeczeństwa.

Sądy mają poprzez swoje orzecznictwo i działalność pełnić również funkcje wychowawcze, edukacyjne. W tym działaniu wyraża się służebność wymiaru sprawiedliwości wobec obywateli. Sądy, odcinając się do dziennikarzy, bagatelizowały tę funkcję, nie zadając sobie nawet trudu, aby wytłumaczyć zawiłości prawne leżące u podstaw orzeczenia. Uzasadnienia orzeczeń sądowych, o czym ciągle się mówi w Polsce, są niezrozumiałe i mają wiele wad. Niestety jak dotąd nie podjęto żadnych prób zmiany przepisów dotyczących uzasadniania orzeczeń sądowych ani wypracowania zbioru dobrych praktyk, które zostałyby zaakceptowane i uznane przez sędziów.

Między innymi z tej przyczyny dziennikarzom bardzo trudno pisać o orzecznictwie sądowym. Tymczasem tylko w ten sposób istotne informacje o najważniejszych dla życia obywateli sprawach mogą dotrzeć do społeczeństwa. Wielką sztuką jest więc umiejętność wyselekcjonowania tych orzeczeń czy zmian prawa, które mają precedensowy wymiar i wpływają na życie milionów Polaków. W tym sądy powinny współpracować w dziennikarzami, ułatwiając im dostęp do precedensowych orzeczeń. Dziennikarze zaś powinni umieć dostrzec związek i znaczenie między danym orzeczeniem a praktyką dnia codziennego.

Krytyka, ale konstruktywna

Sądy nie mogą też ignorować krytyki społecznej wydawanych orzeczeń. Nie działają wszak w próżni, podejmowane decyzje wywierają ogromny wpływ na ludzkie życie. Sama krytyka wyroków sądowych ma też pozytywny aspekt. Za jej przeprowadzeniem przemawia fakt, że sprzyja samodoskonaleniu, poza tym wszelka działalność publiczna musi podlegać krytyce. Musi oczywiście mieć swoje granice, nie powinna podważać zaufania społecznego do wymiaru sprawiedliwości. Powinna być przy tym rzetelna, oparta na dowodach, aktach sprawy, nie może też polegać na krytykowaniu sędziego za to, że zastosował obowiązujące przepisy prawne. Jeśli przepisy są niedoskonałe, to należy mieć pretensje do rozwiązań ustawowych, a nie do sędziego.

Taka krytyka orzecznictwa, zwłaszcza jeśli jej podstawą jest złe prawo, może wywrzeć niezwykle pozytywny wpływ na działania ustawodawcy i zmotywować go do zmian. W przeciwnym razie sądy nie mają praktycznie jak zasygnalizować ustawodawcy, że złe jest samo prawo, które sądy przyjmują jako podstawę swoich decyzji. Tworzy się błędne koło, gdy sądy stosują wadliwe prawo, co powoduje frustrację obywateli obwiniających je za niesprawiedliwe wyroki, podczas gdy potrzebne są tak naprawdę zmiany ustawodawcze. Siła mediów w nagłaśnianiu tego rodzaju wad prawa jest ogromna i wielka rola przypada tu odpowiedzialnemu dziennikarstwu.

Informacja sądowa to żyła złota

Trzecia i czwarta władza – sądy i media mają więcej wspólnego, niż mogłoby się wydawać. Wspólnym zadaniem sędziów i dziennikarzy jest edukowanie prawne społeczeństwa. Informacja sądowa o najważniejszych orzeczeniach zmieniających życie milionów Polaków powinna być częścią informacji dnia, jaką przekazują serwisy. Sposób przekazu tych informacji musi być dostosowany do możliwości percepcyjnych przeciętnego odbiorcy.

Redaktorzy największych dzienników i programów telewizyjnych powinni zrozumieć, że informacja sądowa może się stać żyłą złota. Może o wiele bardziej zainteresować odbiorcę niż ostatnie zdjęcia celebrytów czy vipów. Ludzie są bowiem zainteresowani tym wszystkim, co ich bezpośrednio dotyczy i wpływa np. na wysokość podatków, które płacą, urlop i wynagrodzenie w pracy, czy też możliwość uzyskania świadczeń społecznych.

Mam wrażenie, że w Polsce jak dotąd wartość informacji sądowej nie została odkryta. Nieliczne grono wyspecjalizowanych dziennikarzy sądowych tworzy ekskluzywny klub, który czasem tylko odwiedzają – czytając ich artykuły – nieprawnicy.

Autorka jest sędzią Sądu Okręgowego w Warszawie

W artykule "Złe media, zły sąd, czyli rzecz o niezrozumieniu" z 22 października 2016 r. red. Tomasz Pietryga, zainspirowany artykułem sędziego Jarosława Gwizdaka, pisze o niezrozumieniu między światem dziennikarskim a sędziami. Podkreśla, że zasadniczo różne są cele działania sądów i mediów. Zadaniem sądów jest wymiar sprawiedliwości, z kolei media mają przekazywać, komentować wydarzenia i informacje z sądów. Niewątpliwie trafna jest diagnoza, że różny jest poziom mediów i nie wszyscy dziennikarze są zainteresowani przekazywaniem fachowych informacji i rzetelnym dziennikarstwem.

Pozostało 93% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie Prawne
Ewa Łętowska: Złudzenie konstytucjonalisty
Opinie Prawne
Robert Gwiazdowski: Podsłuchy praworządne. Jak podsłuchuje PO, to już jest OK
Opinie Prawne
Antoni Bojańczyk: Dobra i zła polityczność sędziego
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Likwidacja CBA nie może być kolejnym nieprzemyślanym eksperymentem
Opinie Prawne
Marek Isański: Organ praworządnego państwa czy(li) oszust?