Joanna Parafianowicz: Równouprawnienie kobiet to nie ideologia

Słowa, które z Radia Maryja usłyszały kobiety, to wyraz ciasnoty intelektu.

Aktualizacja: 23.06.2020 12:52 Publikacja: 23.06.2020 08:33

Joanna Parafianowicz: Równouprawnienie kobiet to nie ideologia

Foto: Adobe Stock

W pewnym radiu, w audycji „Jak być dobrą żoną w sypialni", padły słowa: „Żona nie może uważać swojego męża za agresora czy potencjalnego gwałciciela. Ma on prawo domagania się od żony współżycia seksualnego". A na dodatek: „Jeżeli w czasie współżycia seksualnego jedno z małżonków nie chce współżyć seksualnie, ale widać, że jest jakaś potrzeba z drugiej strony, to także jakaś forma ofiarowania siebie, dawania z siebie życia". Do najsilniej wątpiących skierowano argumentację, że „trudny małżonek to prawdziwy dar od Pana Boga. Dar i ogromne wyróżnienie (...) bo Pan Bóg zauważył, że tylko ty dasz sobie z nim radę", a jeśli i to byłoby zbyt mało, przekonywano argumentem, który powinien stopić każde serce: „Jeżeli wyeliminujemy doświadczenie krzyża, czyli cierpienia, to dojdzie do czegoś takiego, że tylko kiedy mam ochotę, to współżyję, a jak nie mam ochoty, to nie współżyję. I wtedy może być bardzo poważny problem".

Faktycznie, Houston, mamy problem. Nie jest nim jednak przywiązanie części społeczeństwa do nauk głoszonych w Piśmie Świętym. Nie jest nim także to, że na antenie, która wspierana jest z publicznych funduszy, opowiada się herezje lub to, że wierni Kościoła Katolickiego (do których należę) muszą liczyć się z pewnymi normami.

Czytaj także: Edukacja seksualna: pomysł na powstrzymanie demoralizacji najmłodszych

W moim przekonaniu głoszone tezy stanowią problem, bo zacytowane wypowiedzi wskazują na niedostrzeganie dwóch kwestii: po pierwsze, że w Polsce obowiązują regulacje kodeksu karnego, po drugie zaś, że kobieta ma takie same prawa jak mężczyzna – wszędzie, nie tylko w małżeństwie.

Kiedy w USA ginie czarnoskóry mężczyzna, a jego śmierć ma związek z nadużyciem władzy przez białych policjantów – mówimy, że „black lifes matter". Gdy osobom nieheteroseksualnym odbiera się prawo do decydowania o ich życiu, skupiamy się na zagadnieniu równouprawnienia środowisk LGBT. Kiedy kobiety żądają równouprawnienia, odwołujemy się do feminizmu. W takich sytuacjach wiele osób jest skłonnych przeczyć potrzebie zwracania uwagi na te konkretne grupy ludzi. Wskazują, skądinąd słusznie, że dyskurs powinien być ukierunkowany na zagadnienie praw człowieka. Powiedzieć sobie jednak trzeba jasno: dyskryminacja nie dotyczy zwykle ludzi białych, heteroseksualni mogą zawierać związki małżeńskie i w przeważającej mierze to kobiety, a nie mężczyźni padają ofiarą przemocy na tle seksualnym.

Jeśli weźmiemy pod lupę słowa, które przytaczam, można dojść do wniosku, że wprawdzie słowa oburzenia nimi wygłaszają głównie środowiska feministyczne, ale w rzeczywistości poruszony na antenie katolickiej stacji radiowej problem dotyczy człowieka. A ściślej, prawa kobiety - człowieka do stanowienia o sobie. Prawa, które zbyt często bywa jej odbierane pod płaszczykiem: tradycji, religii lub światopoglądu.

Tymczasem równouprawnienie kobiet (we wszystkich sferach życia) to, podobnie jak orientacja seksualna, nie jest kwestia ideologiczna. To realni ludzie, którym wmawia się, że żona jest zależna od męża, winna mu ślepe posłuszeństwo, a jego niegodziwe czyny, wobec których winna jest szacunek, to nic innego jak krzyż, który winna godnie nieść. To osoby, które nie wiedzą, że mogą odmówić: seksu, dzielenia życia z alkoholikiem, fizycznego karcenia czy wydzielania środków finansowych. To ludzie, którzy nie są świadomi tego, że prawem kobiety jest w równym stopniu podjęcie współżycia, jak i jego odmowa. To wreszcie dzieci, które otaczając się nieprawidłowymi wzorcami, choć nie ma ku temu biologicznych podstaw, odziedziczą je i przekażą własnemu potomstwu.

Powiedzieć, że słowa, które na antenie Radia Maryja skierowano do kobiet, podobnie jak te, które w ostatnim czasie płynęły wartkim strumieniem do innych grup z ust pracownika naukowego KUL, posłów czy głowy państwa, to wyraz najdalej posuniętej ciasnoty intelektu, to nie powiedzieć nic. Na usta cisną się jedynie mocne słowa zawarte w powieści Margaret Atwood „Opowieść podręcznej": Nolite te bastardes carborundorum.

Autorka jest adwokatem, założycielką bloga www.pokojadwokacki.pl

W pewnym radiu, w audycji „Jak być dobrą żoną w sypialni", padły słowa: „Żona nie może uważać swojego męża za agresora czy potencjalnego gwałciciela. Ma on prawo domagania się od żony współżycia seksualnego". A na dodatek: „Jeżeli w czasie współżycia seksualnego jedno z małżonków nie chce współżyć seksualnie, ale widać, że jest jakaś potrzeba z drugiej strony, to także jakaś forma ofiarowania siebie, dawania z siebie życia". Do najsilniej wątpiących skierowano argumentację, że „trudny małżonek to prawdziwy dar od Pana Boga. Dar i ogromne wyróżnienie (...) bo Pan Bóg zauważył, że tylko ty dasz sobie z nim radę", a jeśli i to byłoby zbyt mało, przekonywano argumentem, który powinien stopić każde serce: „Jeżeli wyeliminujemy doświadczenie krzyża, czyli cierpienia, to dojdzie do czegoś takiego, że tylko kiedy mam ochotę, to współżyję, a jak nie mam ochoty, to nie współżyję. I wtedy może być bardzo poważny problem".

2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie Prawne
Marek Kobylański: Dziś cisza wyborcza jest fikcją
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Reksio z sekcji tajnej. W sprawie Pegasusa sędziowie nie są ofiarami służb
Opinie Prawne
Robert Gwiazdowski: Ideowość obrońców konstytucji
Opinie Prawne
Jacek Czaja: Lustracja zwycięzcy konkursu na dyrektora KSSiP? Nieuzasadnione obawy
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Opinie Prawne
Jakubowski, Gadecki: Archeolodzy kontra poszukiwacze skarbów. Kolejne starcie