Porozumienie rządu z Lewicą w sprawie unijnego Funduszu Odbudowy, nawet gdyby tylko na nim się skończyło, podcięło radykalną narrację sprzeciwu wobec pisowskich rządów, i odsłoniło elementarny fakt, że można się różnić i jednoczenie porozumiewać. Dotyczy to także sądów.
Zafundowana społeczeństwu przez polityków PO i wspierające je media totalna izolacja obecnej władzy, co przekłada się też jakoś na wspierającą ją część społeczeństwa, na naszych oczach bankrutuje. Choć padają słowa o zdradzie opozycji, wyborców i polskiej demokracji, ten świeży powiew racjonalnego myślenia musi ograniczyć agresję w życiu publicznym. Zapewne wpłynie też na przebieg sporów o sądownictwo, które też jest wplątane w politykę także za sprawą samych sędziów.
Czytaj też: Ratyfikacja unijnego funduszu odbudowy: tak, ale...
Sędziów podzielonych na dwa obozy i milczącą większość, podzielonych tak żałośnie, że niektórzy nie mówią sobie na korytarzu dzień dobry, że marzą publicznie o chwili kiedy wyrzucą nowych sędziów z pracy i pozbawią ich pensji, czego nie zrobiono nawet po upadku PRL.
Jesteśmy właśnie w trakcie procesu przed Trybunałem Konstytucyjnym, czy nowa Izba Dyscyplinarna SN (najbardziej zwalczana przez sędziowskich działaczy i starych sędziów) ma respektować tymczasowe zakazy i szerzej: ingerencje Trybunału Sprawiedliwości UE w prowadzenie dyscyplinarek sędziowskich. Bardzo możliwe, że TK orzeknie, że Unia i TSUE nie mogą ingerować w ustrój polskiego sądownictwa. Ten trwający już kilka lat spór wyda się wielu osobom tym bardziej nierozwiązywalny, gdyż trzy logicznie nasuwające się możliwości: zmiana polskiej konstytucji lub prawa Unii albo wystąpienie z Unii, nie wchodzą realnie w rachubę.