Najważniejszym punktem programu PiS w dziedzinie wymiaru sprawiedliwości było połączenie funkcji ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego. Nic dziwnego więc, że wystarczyły dwa miesiące rządów i projekt był gotowy. Kolejne dwa tygodnie i mamy za sobą pierwsze czytanie, drugie czytanie, pracę w komisji i odrzucenie ponad 70 poprawek opozycji, uchwalenie i następnego dnia akceptację Senatu. Oczywiście bez żadnych poprawek. Nowa ustawa o prokuraturze jest już u prezydenta. Bez względu na to, kiedy ją podpisze, wejdzie w życie 4 marca.

Co to oznacza dla prokuratury? Koniec kadencji Andrzeja Seremeta 31 marca i przejęcie rządów nad prokuraturą przez ministra sprawiedliwości. Czy będzie to Zbigniew Ziobro? Wszystko wskazuje na to, że tak. Nowa ustawa daje ministrowi wiele uprawnień związanych z prokuraturą. Jeśli zechce, może na nią mocno wpływać. Czy jest mu to jednak potrzebne? Zdania są podzielone. W nowej ustawie znalazły się jednak przepisy, które sprawią, że prokuratorska praca będzie dzielona bardziej sprawiedliwie niż dotąd. Mniej będzie prokuratorów nadzorujących, zajmujących się wyłącznie tabelkami i statystyką oraz pilnowaniem podwładnych. Teraz i oni dostaną sprawy do prowadzenia. Nie dziwi więc, że prokuratorzy tzw. liniowi, którzy patrzą na całą ustawę przez pryzmat właśnie tego przepisu, oceniają ją pozytywnie.

Opozycja bije na alarm. Mówi o ręcznym sterowaniu, szukaniu haków na niewygodnych przeciwników itd. I jej obawy można zrozumieć. Wielu polityków pamięta lata 2005–2007 i to właśnie ten czas przywołuje jako uzasadnienie swoich obaw. Gdyby jednak dzisiejszej opozycji naprawdę zależało na silnej, samodzielnej prokuraturze, mogła się postarać o wpisanie jej do konstytucji. Taki projekt był już nawet gotowy. Albo jednak wtedy zabrakło konsekwencji, albo tak naprawdę nikt nie chce silnej i niezależnej prokuratury.