Wszak migracja nie może się kojarzyć z niczym niechlubnym. Sztokholmska policja nie podaje z reguły wyglądu osób w kontekstach popełnienia przestępstw do publicznej wiadomości, by nie zostać posadzoną o rasizm, by nie stygmatyzować grup etnicznych jako kryminalistów i nie polaryzować społeczeństwa na „my" i „oni".
Kiedy zatem wyszło na jaw, że na największych festiwalach młodzieży w Europie We Are Sthlm w sierpniu 2015 r. i rok wcześniej doszło do napaści seksualnych, policja zaniechała doniesienia o tym. Powód? Jako sprawców zbiorowego molestowania w sztokholmskim Kungsträdgarden wskazano azylantów. W czasie pięciodniowego festiwalu stróże ładu codziennie raportowali o alarmistycznych zajściach do szefów i do centrum prasowego sztokholmskiej policji. Stamtąd jednak informacja już nie wydostała się na zewnątrz. Choć czarno na białym można było w raportach przeczytać: „Problem z młodymi mężczyznami, którzy przyciskają się do dziewczyn w morzu publiki, powraca i w tym roku". Doniesiono też, że chodzi o młodych uchodźców, przede wszystkim z Afganistanu i Maroka.
Na dwóch festiwalach młodzieży w namiocie policyjnym złożono 36 meldunków o napaści seksualne. W tym dwa gwałty. Policja oceniała jednak, że zgłoszeń było bardzo niewiele w relacji do przestępstw, które podejrzewano. Na koncertach panowała ciasnota i prześladowane dziewczyny miały trudności ze wskazaniem sprawców. Zdecydowana większość (złożona z dziewczynek poniżej 15. roku życia) nie chciała złożyć formalnego meldunku, choć 150 uczestniczek ostatniego letniego festiwalu doniosło o molestowaniu.
Funkcjonariusze na podstawie kodeksu o zakłócaniu porządku publicznego wyprowadzili wielu młodych mężczyzn. Jednak bez żadnych konsekwencji i bez włączania – w przypadku osób nieletnich – służby socjalnej. Atmosfera była na tyle napięta, że policja rozważała rozdzielenie festiwalowej publiczności według płci. Tak wszak uczyniono na basenie w jacuzzi w stolicy kraju, by uniknąć problemów z seksatakami.
Z dokumentu podsumowującego prace policji wynika jednak, że festiwal przebiegał spokojnie. Ocena ta znajduje się w ostrym kontraście do narracji młodych dziewcząt, które wystąpiły ostatnio w mediach. „Jak tylko znalazłyśmy się w tłumie, zaczęli nas obmacywać. Otoczyli jedną z nas. Moja koleżanka upadła i wtedy od razu się na nią rzucili. Nie przejmowali się tym, że mówiłyśmy „nie" – opowiada zbulwersowana 15-latka, która przyszła na festiwal młodzieży w ubiegłym roku. Mówi, że ręce obcych mężczyzn wdzierały się pod bluzki, spódnice i pod spodnie dziewczyn, a protesty nie przynosiły żadnego efektu. Gdy napastowane zwróciły się do ochroniarzy o pomoc, ci podejmowali rozmowy z prześladowcami. Niektórych wyprowadzili z koncertu. Sprawcy mogli jednak wrócić. 17-letnia Fanny, która padła ofiarą napaści w 2014 r., mówi, że prześladowcy obmacywali piersi i pupy dziewczyn. Według jej zeznań, kiedy napastowane próbowały się wyrwać z tłumu, bito je. Na imprezach w Sztokholmie okradano damską publiczność z telefonów komórkowych.