Nasi islamscy sojusznicy

Nie warto się izolować od muzułmanów.

Publikacja: 24.11.2015 20:13

Imam najstarszego meczetu w indyjskim Bangalore potępił ostatnie zamachy w Paryżu

Imam najstarszego meczetu w indyjskim Bangalore potępił ostatnie zamachy w Paryżu

Foto: AFP

Ci, którzy twierdzą, że islam jest sprzeczny z zasadami demokracji, wykazują się, po pierwsze, porażającą ignorancją, a po drugie, proponują rozwiązania zagrażające pokojowi światowemu.

Zacznijmy od pierwszej ze spraw. W opinii wielu komentatorów nie da się połączyć reguł islamu z wymogami życia w systemie demokratycznym i oba te fenomeny znajdują się wobec siebie w sprzeczności. Tego typu „eksperci" zdają się nie zauważać, że setki milionów muzułmanów żyją dziś w państwach demokratycznych i nie mają żadnych problemów z akceptacją ich zasad.

Najludniejszy kraj muzułmański świata, czyli Indonezja, ze swoimi 220 mln obywateli, jest tego świetnym przykładem. Podobnie jak 70-milionowa Turcja od dziesiątków lat stowarzyszona ze Wspólnotą Europejską. Od 30 do 40 mln wyznawców Allaha jest obywatelami państw UE. Także w Polsce mamy naszych muzułmańskich współobywateli w liczbie co najmniej kilkudziesięciu tysięcy.

Zdecydowana większość z wymienionych tu ludzi nie ma żadnych problemów z połączeniem nauczania Mahometa z przestrzeganiem przepisów demokratycznych konstytucji. Na świecie żyją więc dziś setki milionów wyznawców Allaha, którzy są lojalnymi obywatelami państw demokratycznych. Każdy z nich jest żywym zaprzeczeniem ignoranckich opinii, jakoby nie dało się pogodzić islamu z demokracją. Są empirycznymi dowodami na głupotę powyższych, niemądrych stwierdzeń.

Nie nawracać

„Eksperci" jednak wiedzą swoje. Nie przekonują ich argumenty, że z każdej „świętej księgi" można wywieść zachętę do zabijania niewiernych i fizycznej eliminacji innowierców. Także z Biblii, co udowodnili swoimi czynami Timothy McVeigh i Anders Breivik.

To prawda, że najwięcej aktów terroru w obecnym świecie dokonują muzułmanie, ale nie należy zapominać, że najczęstszymi ofiarami tych aktów są także wyznawcy Allaha. A to już przyczynek do refleksji nad drugą z początkowych uwag. O ile wykazanie bałamutności tezy o niezbywalnej sprzeczności między demokracją a islamem było zadaniem łatwym (bo odwołującym się do empirii), o tyle przekonanie zwolenników walki z muzułmanami, że ich pomysły prowadzić mogą do wojny światowej, jest już nieco trudniejsze.

Czego chcą wyznawcy idei o nieusuwalnej różnicy między Zachodem a światem islamu? Część z nich, na przykład Tomasz Terlikowski, chce... nawrócenia wyznawców Allaha na właściwą wiarę. Nie trzeba dodawać, że według tego publicysty jest nią katolicyzm.

Tego typu fundamentalistyczne myślenie nie różni się niczym (prócz, jak mniemam, wyrzeczenia się przemocy w krzewieniu swej wiary) od stanowiska dżihadystów. Oni także uważają, że pokój światowy może być osiągnięty tylko wtedy, gdy niewierni zostaną nawróceni na właściwą religię.

Mniej radykalni zwolennicy tego stanowiska są zdania, że należy odciąć się od świata islamu, izolować się, nie wpuszczać na swoje terytorium muzułmanów, a wobec przebywających już u nas wyznawców Allaha zastosować jakieś programy siłowej asymilacji do naszej kultury. Nie zauważając realnego istnienia demokratycznych państw islamskich, chcą oni separacji świata zachodniego od tego, w którym żyją muzułmanie.

Gdyby zastosować się do wezwań tego typu „ekspertów" (w wersji hard lub w wersji soft), to efekt byłby tragiczny. Jeśli bowiem mają oni jednej czwartej ludzkości do zaproponowania albo jej nawracanie na „właściwą" wiarę, albo izolację, to znaczy, że zafundują nam trzecią wojnę światową. Nie da się bowiem 1,6 mld ludzi schrystianizować lub całkowicie izolować. To po prostu niemożliwe i – co równie ważne – niebezpieczne.

Naszym wrogiem nie jest bowiem islam, lecz islamscy fundamentaliści. Musimy to zrozumieć – inaczej zastosowane środki będą przeciwskuteczne.

Radykałowie z obu stron

Ważne jest i to, że ów fundamentalistyczny islam jest wrogiem nie tylko świata Zachodu, ale także świata muzułmańskiego! Zdecydowana większość wyznawców Allaha chce praktykować swoją wiarę, ale także chce swobodnie podróżować, oglądać amerykańskie filmy, głosować w wyborach, jeździć na zagraniczne wakacje i po prostu szczęśliwie żyć. Obraz przeciętnego muzułmanina jako terrorysty, który z nożem w zębach i ładunkiem wybuchowym za pasem chce wysadzić Zachód w powietrze, jest kłamliwy. Tego typu ludzie stanowią wąski, kilkuprocentowy margines świata islamu.

Żeby więc ocalić nie tylko siebie, ale także pokój światowy, winniśmy pojąć tę prostą prawdę – naszym przeciwnikiem nie jest islam, lecz jego fundamentalistyczny odłam. Podobnie zresztą jak naszymi przeciwnikami są fundamentaliści po „naszej" stronie.

Owi ekstremiści z obu części barykady chcą „zderzenia cywilizacji", bo ta perspektywa bliska jest ich rozgrzanym, rozemocjonowanym, apokaliptycznym, podnieconym i chorym umysłom. Radykałowie z obu stron wzajemnie się napędzają, spleceni w dialektycznym, millenarystycznym uścisku.

Szukać partnerów

Naszym sojusznikiem, sojusznikiem ludzi, którzy chcą żyć w demokracji, czyli systemie zapewniającym społeczną kontrolę procesów politycznych i wolności osobiste, są niefundamentalistyczni muzułmanie. Czyli większość wyznawców Allaha. To z nimi powinniśmy się komunikować, to w nich winniśmy szukać partnerów do pokojowej koegzystencji naszych równoprawnych (tak, równoprawnych) światów. I wraz z nimi musimy eliminować wpływy i znaczenie radykałów. Po obu stronach.

Nie możemy izolować się od tamtego świata, nie możemy zamykać się na niego, nie możemy – zwłaszcza – traktować go jako miejsca misyjnego. To świat naszych sojuszników i partnerów. Partnerów w trudnym dziele ułożenia mapy naszego globu na nowo.

Takiego ułożenia, w którym to nie islam zostanie uznany za sprzeczny z demokracją, ale jego zdegenerowana odmiana. Nasze bezpieczeństwo wymaga więc od nas tego, byśmy nie izolowali się od muzułmanów, lecz byśmy wspólnie z nimi zwalczali naszych wspólnych wrogów – fundamentalistów i radykałów. U nich i u nas.

Autor jest politologiem. Był europosłem PiS, PJN i Polski Razem

Ci, którzy twierdzą, że islam jest sprzeczny z zasadami demokracji, wykazują się, po pierwsze, porażającą ignorancją, a po drugie, proponują rozwiązania zagrażające pokojowi światowemu.

Zacznijmy od pierwszej ze spraw. W opinii wielu komentatorów nie da się połączyć reguł islamu z wymogami życia w systemie demokratycznym i oba te fenomeny znajdują się wobec siebie w sprzeczności. Tego typu „eksperci" zdają się nie zauważać, że setki milionów muzułmanów żyją dziś w państwach demokratycznych i nie mają żadnych problemów z akceptacją ich zasad.

Pozostało 90% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Wydarzenia
RZECZo...: powiedzieli nam
Wydarzenia
Nie mogłem uwierzyć w to, co widzę
Wydarzenia
Polscy eksporterzy podbijają kolejne rynki. Przedsiębiorco, skorzystaj ze wsparcia w ekspansji zagranicznej!
Materiał Promocyjny
Jakie możliwości rozwoju ma Twój biznes za granicą? Poznaj krajowe programy, które wspierają rodzime marki
Wydarzenia
Żurek, bigos, gęś czy kaczka – w lokalach w całym kraju rusza Tydzień Kuchni Polskiej