Szułdrzyński: Czy PiS padnie ofiarą swojego sukcesu?

Rządzący mają bardzo dobrą pozycję wyjściową do kolejnych wyborów.

Aktualizacja: 29.05.2019 16:11 Publikacja: 28.05.2019 18:35

Szułdrzyński: Czy PiS padnie ofiarą swojego sukcesu?

Foto: Fotorzepa/ Robert Gardziński

Rekonstrukcja rządu jest dla PiS konsekwencją taktyki przyjętej przy konstruowaniu list wyborczych. Opozycja i część komentatorów szydzili, że będzie to prawdziwy exodus, bo pół rządu chce uciec do Brukseli.

Ale dla wyborców PiS te szyderstwa nic nie znaczyły. Oni na listach znaleźli postaci znane i lubiane. Dlatego też minister spraw wewnętrznych Joachim Brudziński w niezbyt korzystnym dla PiS okręgu szczecińsko-gorzowskim otrzymał 180 tys. głosów, a minister rodziny Elżbieta Rafalska, startując z kolejnego miejsca, 70 tys. Na Dolnym Śląsku minister Beata Kempa dostała ponad 200 tys. głosów, a minister edukacji Anna Zalewska niemal 170 tys. Zaś wicepremier Beata Szydło w okręgu małopolsko-świętokrzyskim pobiła rekord – głosowało na nią ponad pół miliona osób. Ta strategia dała partii Jarosława Kaczyńskiego spektakularne zwycięstwo.

Była to też strategia wynikająca ze specyfiki wyborów do PE. Okręgi wyborcze, często obejmujące dwa województwa, potrzebowały lokomotyw, osób rozpoznawalnych w skali kraju. To zupełnie inna strategia niż ta, której wymagają wybory parlamentarne. W nich też trzeba wystawić postaci znane, ale wystarczy, że będą rozpoznawalne w konkretnym powiecie – dyrektor szpitala, starosta, dobry samorządowiec. Stawiając w wyborach do PE na polityków znanych w całym kraju, PiS postąpił bardzo racjonalnie.

Wybór do PE oznacza, że ministrowie będący posłami tracą mandaty, muszą też odejść z rządu. Dlatego rekonstrukcja jest konieczna. I jest ona dla PiS szansą na to, by wypromować kilku polityków przed wyborami parlamentarnymi. To szansa na poszerzenie ławki obozu Zjednoczonej Prawicy o nowe osoby, które będzie można szybko wypromować. To również szansa na odmłodzenie swoich kadr. Mniej znani, młodsi politycy PiS, będą mogli się w tym czasie sprawdzić, a partia zdecydować, czy warto na nich postawić.

PiS nie opłaca się jednak robić z rekonstrukcji wielkiego show, ani zbyt podgrzewać przy tej okazji emocji. Bardziej opłaca się konsumowanie triumfu w eurowyborach tak długo, jak to tylko możliwe. Pozwolić, by przez media jak najdłużej przechodziła fala dyskusji, sporów, interpretacji, hipotez na temat tak spektakularnego zwycięstwa. Wydaje się, że efektem będą rychłe wzrosty w sondażach dla PiS, wielu dotąd niezdecydowanych wyborców identyfikuje się bowiem ze zwycięzcą i po wyborach partiom, które wygrały, poparcie rośnie. PiS jest zatem w bardzo dobrej pozycji wyjściowej przed jesiennymi wyborami. Jeśli partia nie popełni żadnego poważnego błędu, może myśleć o samodzielnych rządach.

Ale wygrana w wyborach do PE daje PiS jeszcze jedną przewagę. Chodzi o symboliczny efekt odnowienia demokratycznego mandatu tej władzy. Wiele działań, które podejmował PiS po wyborach 2015 roku, budziło poważne wątpliwości konstytucyjne. Opozycja i liczne środowiska prawne oskarżały PiS o łamanie standardów demokratycznych czy też zapisów konstytucji – dotyczy to w szczególności przejęcia Trybunału Konstytucyjnego czy budzących spore kontrowersje zmian w Krajowej Radzie Sądownictwa, Sądzie Najwyższym czy ustroju sądów powszechnych. Teraz PiS łatwiej zbywać te argumenty, mówiąc, że obywatele odnowili mandat do przeprowadzania poważnych zmian w państwie, że tak wielkie poparcie w pewnym sensie unieważnia krytykę. Ale tutaj też czai się ryzyko. Wyborcy zdaje się przeszli do porządku dziennego nad problemami PiS, nad sprawą spółki Srebrna i całym szeregiem afer. Ale takie problemy wracają i gdzieś się kumulują. Politycy Zjednoczonej Prawicy często zachowywali się arogancko, kolonizując kolejne sfery życia publicznego.

I jeszcze jedno. Wysoka frekwencja w tych wyborach do PE była efektem błędów liberalnej opozycji oraz działań wielu środowisk liberalnych, które sprawiły, że konserwatywne masy poczuły się zaatakowane i poszły zagłosować na PiS. Pytanie jednak, czy ta emocja będzie długo trwać. Opozycja prędzej czy później zrozumie, że klasistowska pogarda wobec wyborców PiS tylko mobilizuje ich do głosowania na prawicę i może zmienić taktykę. W takich warunkach zwycięstwo partii Jarosława Kaczyńskiego może okazać się dla jego wyborców demobilizujące. Wiara i tradycja zostały obronione – mogą pomyśleć konserwatywne masy – wygraliśmy, możemy zostać w domu. A wtedy PiS może paść ofiarą własnego sukcesu.

Rekonstrukcja rządu jest dla PiS konsekwencją taktyki przyjętej przy konstruowaniu list wyborczych. Opozycja i część komentatorów szydzili, że będzie to prawdziwy exodus, bo pół rządu chce uciec do Brukseli.

Ale dla wyborców PiS te szyderstwa nic nie znaczyły. Oni na listach znaleźli postaci znane i lubiane. Dlatego też minister spraw wewnętrznych Joachim Brudziński w niezbyt korzystnym dla PiS okręgu szczecińsko-gorzowskim otrzymał 180 tys. głosów, a minister rodziny Elżbieta Rafalska, startując z kolejnego miejsca, 70 tys. Na Dolnym Śląsku minister Beata Kempa dostała ponad 200 tys. głosów, a minister edukacji Anna Zalewska niemal 170 tys. Zaś wicepremier Beata Szydło w okręgu małopolsko-świętokrzyskim pobiła rekord – głosowało na nią ponad pół miliona osób. Ta strategia dała partii Jarosława Kaczyńskiego spektakularne zwycięstwo.

Pozostało 80% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Kraj
Ćwiek-Świdecka: Nauczyciele pytają MEN, po co ta cała hucpa z prekonsultacjami?
Kraj
Sadurska straciła kolejną pracę. Przez dwie dekady była na urlopie
Kraj
Mariusz Kamiński przed komisją ds. afery wizowej. Ujawnia szczegóły operacji CBA
Kraj
Śląskie samorządy poważnie wzięły się do walki ze smogiem
Kraj
Afera GetBack. Co wiemy po sześciu latach śledztwa?