Rok 31. przed Chrystusem. Republika chyli się z wolna ku upadkowi, tak bardzo przetrąciły jej kręgosłup pierwszy i drugi triumwirat, wieczne wojny domowe i konfrontacje żelaznych legionów. Nie żyją już bohaterowie poprzednich pokoleń, Mariusz i Sulla, Cezar i Pompejusz, ale zbliża się nieuchronnie kolejne starcie tytanów. Po jednej stronie dzielny Marek Antoniusz ze swoją egipską królową, po drugiej przebiegły Oktawian z nieodłącznym Agrypą. Napięcie między wodzami bogatego wschodu i siermiężnego zachodu rośnie jak ciśnienie w kotle parowym. Na tym świecie nie ma miejsca na dwuwładzę. Antoniusz chce z nią skończyć. Zmierzyć się z byłym triumwirem. Stawką jest władza nad całością rodzącego się właśnie cesarstwa. Przeprawia się ze swoją olbrzymią flotą do Grecji, chroni w Zatoce Ambrakijskiej w Epirze. Na lądzie flocie towarzyszy wielka, ponadstutysięczna armia.
Z zachodu ruszają Oktawian i Agrypa. Wiodą mniejsze wojsko, ale ich statkom udaje się osaczyć flotę Antoniusza i Kleopatry u wejścia do zatoki. Mijają miesiące. Do Epiru ściąga również armia lądowa Oktawiana. I staje naprzeciw tej Antoniuszowej. Władca wschodu szykuje się do bitwy, lecz Oktawian, a właściwie jego zbrojne ramię i militarny geniusz, czyli Agrypa, do bitwy się nie pali. Unika starcia, zostaje w bezpiecznym dystansie kilkunastu kilometrów, jak wilk ze zjeżonym grzbietem naprzeciw rannego niedźwiedzia po prostu czeka. To oczekiwanie i przecięcie przez Agrypę szlaków zaopatrzeniowych dla wojska Antoniusza powoli uszczupla jego siły. Z pięciuset okrętów, jakimi dysponował na początku, zostaje nieco więcej niż połowa. Masowe dezercje wyludniają morskie załogi i armię lądową. Antoniusz pali bezużyteczne okręty, ale wciąż jest mocarzem. Wciąż ma dostatecznie dużo siły, by zniszczyć przeciwnika i przejąć kontrolę nad Rzymem. Oktawian marzy, by prowadzić w swoim rzymskim triumfie dwoje pokonanych: Antoniusza i Kleopatrę.
Czas biegnie niewzruszenie i Antoniusz podejmuje wreszcie decyzję. Chce pokonać przeciwników w morskiej bitwie, wrócić do Egiptu, przegrupować siły i uderzyć ponownie. W międzyczasie jego generałowie mają przebijać się powoli przez Epir i Ilirię do Italii. Drugiego września przychodzi wreszcie mocny wiatr od lądu, który sprzyja Antoniuszowi, więc wódz wyprowadza flotę z zatoki. Fanfary wieszczą wielką bitwę pod Akcjum. Kto ma przewagę? Siły są mniej więcej równe, choć przewagę zdaje się mieć cięższa flota Antoniusza. Co prawda z półtysięcznej floty zostało tylko 230 okrętów (w tym 60 z samego Egiptu), ale w przeciwieństwie do lekkich liburnów Oktawiana statki Antoniusza to pływające olbrzymy. Pięciorzędowce po burty wypchane są bronią i wojskiem. Do takiej potęgi trudno będzie liburnom nawet podpłynąć.
Antoniusz wydaje rozkaz, by okręty trzymały szyk, ale jeden z wodzów wyrywa się w pogoń za uciekającymi jednostkami Oktawiana i w linii statków Antoniusza pojawia się luka, w którą rzuca się jak dzika wataha grupa ścigaczy Oktawiana. Zaczyna się chaos, który zmienia koleje bitwy. Druga linia floty Antoniusza, czyli okręty egipskie, zamiast włączyć się do bitwy, biorą kurs na Aleksandrię. Widząc to, zdezorientowany Antoniusz przesiada się na szybką jednostkę i płynie w ślad za nimi. Ale jego galery walczą dalej. Jeszcze chwila, a zostaną ostrzelane płonącymi pociskami, co przypieczętuje ich los...
Ale tu nagle kapryśna fortuna odwraca się od Oktawiana. W momencie, kiedy flota egipska zwraca się w stronę brzegów Afryki, wynajęty skrytobójca (kilka talentów srebra, cóż to dla Antoniusza!) dokonuje egzekucji Agrypy. W szeregach jego dowódców zamieszanie. Brak koordynacji powoduje, że rzymskie liburny nie trafiają już z taką precyzją w słabe miejsca floty Antoniusza. I wtedy wraca pozorująca manewr ucieczki flota Kleopatry i z prawej strony atakuje liburny Oktawiana. Wzięte w dwa ognie okręty zachodu wpadają na siebie i toną. Klęska wrogów Antoniusza na morzu jest pełna. Triumfujący wódz armii wschodu wraca na ląd, staje na czele wzmocnionych sukcesem na morzu oddziałów lądowych i atakuje centurie Oktawiana. Ten bez Agrypy jest bezradny. Nie ma ani talentów dowódczych, ani zaufanego wodza. Ucieka z małą grupą żołnierzy do Rzymu, ścigany po górach i dolinach przez awangardę armii Antoniusza. Do bitwy nie dochodzi, bo żołnierze zachodu masowo przechodzą na stronę zwycięskiego Antoniusza.