Powoli wychodzą na jaw nowe fakty dotyczące wypadku, w którym ucierpiała szefowa rządu. Burzę wywołał poniedziałkowy artykuł „Rzeczpospolitej", w którym informowaliśmy o licznych wątpliwościach dotyczących wypadku – m.in. braku prawidłowego oznakowania pojazdów jadących w kolumnie.
Tymczasem w poniedziałek pojawił się nowy, nieznany wcześniej dowód, który potwierdza niejasności, o jakich pisaliśmy, i podważa wersję wydarzeń podawaną przez BOR. Jest to film z monitoringu warsztatu w Oświęcimiu, znajdującego się ok. 500 m od miejsca zdarzenia.
Na nagraniu, które pokazała telewizja TVN 24, widać, że pierwszy samochód z kolumny dzieli od limuzyny, którą podróżowała premier, ok. 30 metrów. Migające sygnały świetlne – tzw. koguty – włączone były w pierwszym i trzecim samochodzie. Auto, którym jechała premier, nie miało takich oznakowań. Ich brak oraz odległość, jaka dzieliła pojazd od poprzedzającego, mogły zmylić 20-letniego kierowcę fiata, który nie zauważył, że ma do czynienia z pojazdem uprzywilejowanym, nie ustąpił mu pierwszeństwa i zajechał mu drogę.
Zgodnie z przepisami pierwszy z pojazdów w kolumnie winien mieć oświetlenie niebieskie i czerwone, drugi tylko niebieskie, a jadący na końcu – niebieskie i czerwone.
Pospiesznie uznany za sprawcę wypadku 20-latek ma już obrońcę – to Władysław Pociej, znany krakowski adwokat. Złożył on już wniosek o odpis protokołu wyjaśnień kierowcy, którego przesłuchano na komisariacie kilka godzin po wypadku, i postawiono mu zarzut nieumyślnego spowodowania wypadku.