Gowin powiedział powiedział, rano że "gdy był ministrem sprawiedliwości to czasami nie starczało mu do końca miesiąca". Wicepremier komentował w ten sposób temat nagród dla ministrów obecnego rządu. W 2017 roku ministrowie oraz sekretarze i podsekretarze stanu otrzymali łącznie 5 mln zł premii. Później wicepremier opublikował na swoim profilu na Twitterze przeprosiny.

- Każdy z nas, zostając posłem, senatorem, ministrem, wie, w jakich warunkach finansowych będzie pracował. Mówienie, że komuś nie starcza do pierwszego, to tak naprawdę przyznawanie się do tego, że powinna ta osoba zmienić pracę - ocenił słowa Gowina Borys Budka. - Jeżeli komuś się nie podobają te warunki, to po prostu rezygnuje z takiej funkcji i znajduje na rynku lepszą - dodał.

- To też pokazuje, że niestety, ale niektórzy chyba do polityki poszli tylko dla pieniędzy. Ja, w przeciwieństwie do pana ministra Gowina i innych ministrów tego rządu, czy poprzedniego rządu, nigdy nagrody nie dostałem. Natomiast pan minister Gowin ponad 60 tysięcy (złotych), pani premier Beata Szydło ponad 60 tysięcy, każdy z ministrów kilkadziesiąt tysięcy nagród, które w mojej ocenie stanowią obejście prawa bądź co najmniej jego nadużycie - mówił Budka.

Poseł PO ocenił, że słowa Jarosława Gowina nie był faux paus, ale "że powiedział to, co myśli". - Uważam, że taka szczerość czasami jest bardzo potrzebna. Bo to pokazuje, że "nie starczało do pierwszego", zmienił obóz polityczny - bo Donald Tusk czy Ewa Kopacz nie dawali ministrom nagród - wszedł do rządu PiS-u, a tam ta chojność pani premier Beaty Szydło jest widoczna (...). To był stały dodatek do wynagrodzenia, coś niedopuszczalnego, bo obchodzenie przepisów. Ale jak widać nie żadna idea, nie wyższy cel, tylko pieniądze były tym, czym motywowali się niektórzy, aby dostać się do tego rządu - komentował Borys Budka w TVN24.