Nieubezpieczeni też będą leczeni

Chcę, aby dostęp do publicznej służby zdrowia mieli wszyscy. Bez względu na to, czy płacą składki zdrowotne, czy też nie — zapowiada w rozmowie z „Rzeczpospolitą” minister zdrowia Konstanty Radziwiłł.

Aktualizacja: 30.04.2016 06:53 Publikacja: 28.04.2016 18:55

Konstanty Radziwiłł

Konstanty Radziwiłł

Foto: Fotorzepa/ Jerzy Dudek

"Rzeczpospolita": Likwidacja Narodowego Funduszu Zdrowia już jest przesądzona. Ale właściwie nie powiedział pan do tej pory, czemu ma to służyć. Co pacjenci będą mieć z finansowania służby zdrowia bezpośrednio przez budżet państwa?

Minister zdrowia Konstanty Radziwiłł: Przede wszystkim chodzi o zapewnienie dostępu do publicznego systemu służby zdrowia wszystkim, którzy tego potrzebują. Niestety w tej chwili tak nie jest. Około 2,5 mln Polaków nie płaci składek na NFZ. W ubiegłym roku prawie pół miliona osób przyszło do lekarza i dowiedziało się, że nie dostaną darmowej pomocy. To realny problem, bo przecież najczęściej są to niezamożni ludzie. Ubezpieczenia nie mają choćby młodzi, pracujący na umowach o dzieło. System składek na NFZ doprowadził do stworzenia przed nimi bariery dostępu do leczenia.

Sądzi pan, że sprawiedliwe jest wprowadzenie zasady, że płacący i niepłacący składek mają taki sam dostęp do świadczeń medycznych?

Chcę polemizować z tym, że są tacy, którzy nie płacą na służbę zdrowia. Oni nie płacą składki na NFZ. Ale płacą podatki, choćby VAT — podczas zakupów. A wydatki służby zdrowia to nie tylko pieniądze z ubezpieczenia, ale też z budżetu, a więc z podatków. Tak są finansowane choćby inwestycje. Utrudnienie nieubezpieczonym dostępu do lekarza pierwszego kontaktu jest nie tylko niesolidarne i niezgodne z Konstytucją. Jest także kosztowne. Jeśli zapadną na cięższe choroby, to trafią do szpitala. Prawdopodobnie nigdy z nich nie ściągniemy za to pieniędzy. W zmianach, które proponuję chodzi o dwie rzeczy — żeby dostęp do leczenia mieli wszyscy oraz by zwiększyła się kontrola nad pieniędzmi.

Nie ma pan kontroli nad pieniędzmi w NFZ? Przecież w ostatnich latach NFZ został wyraźnie podporządkowany ministerstwu.

NFZ wydaje pieniądze wedle innych zasad, niż budżet państwa. Wielu finansistów ocenia to negatywnie. Przeniesienie pieniędzy na służbę zdrowia do budżetu państwa pozwoli ograniczyć nadużycia. Nad budżetowymi pieniędzmi jest większa kontrola.

Pojawiają się zarzuty, że jeśli pieniądze na zdrowie trafią do budżetu, to nie będzie gwarancji stabilnego finansowania, bo państwo może skierować środki na inne cele.

Nie będzie takiej możliwości. To byłyby znaczone pieniądze. Rozważamy stworzenie państwowego funduszu celowego do finansowania służby zdrowia.

Przecież NFZ trochę jest takim funduszem.

Nie do końca. Dziś zasady wydawania pieniędzy nie są do końca jasne i dobre. Chcę powiedzieć jednoznacznie — nie chodzi o rewolucję tylko o usystematyzowanie.

Pomysł z końca lat 90, by zlikwidować finansowanie budżetowe służby zdrowia i zastąpić je składką był konsekwencją podupadania tamtego systemu. A pan chce przywrócić służbę zdrowia do budżetu.

To nieporównywalne sytuacje. W latach 90 w Polsce obowiązywał system z czasów PRL, w którym wszystko od góry do dołu było państwowe. A ja nie proponuję, by ministerstwo czy wojewodowie na nowo stali się właścicielami placówek medycznych. Zasady kontraktowania świadczeń z prywatnymi podmiotami pozostaną niezmienione. Przez prawie 20 lat traktowaliśmy rynek jako regulatora systemu zdrowia. To kierunek zupełnie nieeuropejski. Oparcie ochrony zdrowia na rynku to rozwiązanie z krajów trzeciego świata.

To nie był wolny rynek. Właściwie wszystkie kwestie regulowało państwo.

Przypominam, że za poprzednich rządów mówiło się o komercjalizacji służby zdrowia. Ja jestem temu przeciwny. Kierowałem Stałym Komitetem Lekarzy Europejskich, więc znam organizację służby zdrowia w krajach zachodniej Europy. Nawet tam gdzie rynek jest królem, to rozwiązania dla służby zdrowia są chronione przed rynkiem wieloma barierami.

Z punktu widzenia obywatela zatrudnionego na etacie ta reforma organizacyjna coś zmieni?

Jego składki trafią po prostu w inne miejsce. System wymaga gruntownej przebudowy, by obywatele odczuli zmianę na lepsze i by kolejki były krótsze.

Zmiany organizacyjne to jedna część. Druga duża zmiana dotyczyć będzie sposobu, w jaki państwo zamawia w placówkach medycznych opiekę zdrowotną. W ramach urynkowienia doszliśmy do sytuacji, w której państwo płaci przede wszystkim za wykonanie pojedynczych procedur.

Nie zamawia się pakietów, zawierających kompleksową opiekę nad pacjentem. Dla przykładu - gdy dziś pacjent z zawałem trafia do szpitala, to zostaje poddany intensywnemu leczeniu, za co płaci NFZ. Po 2-3 dniach jest wypisywany do domu. Oczywiście, nie jest jeszcze zdrowy, bardzo często wymaga dalszego nadzoru specjalisty oraz rehabilitacji. A jest pozostawiony sam sobie, bo NFZ zapłacił tylko za hospitalizację. A powinien zapłacić za całość.

To pięknie brzmi, ale jak chce pan to osiągnąć? Trzeba na nowo opisać świadczenia, zrobić nowe wyceny.

Właśnie to robimy. Intensywnie pracujemy nad zmianami w koszyku świadczeń gwarantowanych. Jest niedoszacowanie jednych procedur i ogromne przeszacowanie innych. Zidentyfikowaliśmy ponad 200 procedur, które są zdecydowanie przepłacane.

To praca na lata.

Nie. W tym zakresie do końca roku będzie wyraźnie odczuwalna poprawa. Systemowe rozwiązanie zapiszemy w ustawie o podstawowej opiece zdrowotnej. Nazywamy to koordynowaną opieką zdrowotną. Zaczniemy od kardiologii i ortopedii. Te miejsca są szczególnie newralgiczne.

W takiej sytuacji trzeba też więcej pieniędzy. Placówki nie będą w stanie zaoferować kompleksowej opieki za takie same pieniądze, co dziś. Zresztą każdy pana poprzednik dochodził do ściany i mówił: „Trzeba więcej pieniędzy”.

Ja też tego nie uniknę, choć nie jest to mój pierwszy postulat. Trzeba sobie powiedzieć jasno: nie jest możliwe zbudowanie porządnego systemu ochrony zdrowia przy obecnym poziomie finansowania. Jesteśmy w przededniu przygotowania „mapy drogowej” wzrostu nakładów na służbę zdrowia.

Skąd pan weźmie dodatkowe pieniądze? Z budżetu państwa? Z kieszeni obywateli?

Chcę zaproponować powrót od przyszłego roku do tzw. podatku Religi, czyli finansowania leczenia ofiar wypadków z polis OC kierowców. Prawdopodobnie jednym z rozwiązań będzie też wprowadzenie stałego odsetka PKB, który będzie trafiał na służbę zdrowia.

Dziś taki przywilej ma tylko armia — zabiera 2 proc. PKB. Ile chciałby pan zarezerwować na służbę zdrowia?

Dla krajów naszego regionu i podobnej zamożności standardem jest 6 proc. PKB. Według danych OECD dziś wydajemy 4,4 proc. Wiem, że z roku na rok nie da osiągnąć takiego wzrostu.

Wielu pańskich poprzedników wspominało o ubezpieczeniach dodatkowych jako zastrzyku pieniędzy do służby zdrowia.

Dziś prywatne ubezpieczania i abonamenty medyczne posiada ponad 1,5 mln Polaków. To dużo. Jeśli pyta pan o to, czy planujemy wmontować dodatkowe ubezpieczenia w system publiczny — to nie. Rodzi się przy tym wiele dodatkowych problemów, takich choćby jak tworzenie dwóch kategorii pacjentów.

Każdy polityk się tego boi.

Mówię jako lekarz — takie byłyby realia. Nie wyobrażam sobie sytuacji, w której w jednym szpitalu będą leczeni pacjenci lepsi i gorsi. Czymś innym są natomiast dopłaty do ponadstandardowych świadczeń.

Chodzi np. o opłaty za znieczulenia na życzenie, czy dopłatę za lepszą endoprotezę. NFZ patrzyło na takie sytuacje niechętnie. Głośne były sytuacje zrywania kontraktów z placówkami, które pobierały takie opłaty.

Konsultowałem to z wieloma środowiskami. Takie są rzeczywiste oczekiwania pacjentów.

Jaka diagnoza przyczyn kolejek do specjalistów? Pański poprzednik Bartosz Arłukowicz uważał, że lekarze rodzinni powinni wziąć na siebie więcej pracy i rzadziej wysyłać ludzi do specjalistów.

Są dwie przyczyny kolejek. Pierwsza to niedofinansowanie. Środki NFZ nie pozwalają na pokrycie potrzeb. Po drugie, rzeczywiście w zakresie korzystania z porad specjalistów jest totalny brak koordynacji. Zmierzyliśmy się z tym przy wprowadzaniu darmowych leków dla seniorów. Wprowadziliśmy miękki mechanizm zachęcający do odwiedzania lekarza rodzinnego, zamiast specjalisty. Prawo do wystawiania bezpłatnych recept będzie miał tylko lekarz rodzinny. Chcemy, aby pacjent z chorobą przewlekłą w stanie stabilnym zastanowił się, czy kolejne wizyty u specjalisty mają sens.

Jednym słowem, specjalista leków z listy „S” dla seniorów nie będzie mógł przepisywać za darmo?

Zgadza się. Jako lekarz rodzinny wiem, że moi koledzy są przygotowani do zajmowania się pacjentami z nadciśnieniem — których jest w Polsce 10 mln — czy z cukrzycą typu 2, których jest ok. 2,5 mln. Specjalista w wielu krajach jest konsultantem dla lekarzy rodzinnych. Pacjent do niego trafia, kiedy lekarz rodzinny nie jest mu w stanie pomóc.

Na leki dla seniorów od września będzie 125 mln zł. To niewiele jak na 3 mln osób powyżej 75 roku życia.

Przeznaczona na ten rok kwota wynika z faktu, iż program będzie realizowany od września.

W przyszłym roku będzie ponad pół miliarda, a ta kwota będzie z roku na rok wzrastała o ok. 15 proc. Docelowo ma sięgnąć 1,2 mld zł.. Po wejściu w życie ustawy wydatki seniorów na leki refundowane zmniejszą się o ponad 40 proc. w 2016 r., a w kolejnych latach – wraz ze wzrostem finansowania programu – o ponad 60 proc.

Jaki pan ma pomysł na ograniczenie nadużyć? Za Platformy był identyczny pomysł, ale nie zdecydowano się na jego realizację właśnie dlatego, że pojawiły się obawy, że seniorzy będą brać także leki dla innych pacjentów.

Proszę pamiętać, że będą to leki mające zastosowanie przede wszystkim w chorobach wieku podeszłego, m.in. o podłożu kardiologicznym, reumatologicznym czy urologicznym. Liczymy, że wspomniana zasada, zgodnie z którą leki z listy S przepisują tylko lekarze rodzinni, będzie wystarczającą regulacją. Zakładamy, że lekarze rodzinni znają swoich pacjentów i wiedzą, ile powinni konsumować leków.

Pański zastępca Krzysztof Łanda zapowiedział powrót do pomysłu, który pojawia się od lat: apteka dla aptekarza. To byłoby uderzenie w sieci aptek prowadzone przez przedsiębiorców.

Przygotowujemy nowelizację prawa farmaceutycznego i nową ustawę o zawodzie farmaceuty.

Trudno dziś przesądzić, jakie będą ostateczne propozycje rozwiązań. Ale rzeczywiście rozważamy wprowadzenie profesjonalnego charakteru apteki. Apteka to nie jest zwykły sklep. A aptekarz to nie sprzedawca. Komercjalizacja dotknęła też apteki – wiele aptek musi funkcjonować wyłącznie wedle praw rynku, a to nie jest dobre dla pacjentów.

Sieci to wymuszają? Przecież nie ma w Polsce dużych sieci.

Obecna sytuacja ułatwia np. wywóz leków za granicę, gdzie można na nich więcej zarobić. Stąd braki w polskich aptekach. Jest co prawda zasada, że spółka nie może prowadzić więcej niż 1 proc. aptek w regionie. Ale z egzekwowaniem tej reguły jest kiepsko.

A ufa pan Łandzie? „Rzeczpospolita” opisała jego oświadczenie majątkowe, wedle którego w zeszłym roku nie zarobił ani złotówki. Trochę to zaskakujące, jak na współwłaściciela kilku firm i eksperta od lat obecnego na rynku medycznym.

Ekspertyzy wskazują, że minister Łanda dochował staranności przy wypełnianiu oświadczenia, co potwierdza też brak reakcji ze strony odpowiednich organów.

Dla pana to jest wiarygodne?

Oczywiście. Dobrze mi się z nim współpracuje, to wyjątkowo fachowy, oddany swojej pracy człowiek.

Pracuje pan w resorcie, który jest w ogniu sporów światopoglądowych. W połowie roku zakończy pan refundację in vitro. A czy jest pan zwolennikiem całkowitej delegalizacji tej procedury?

Żadne prace w tej sprawie się nie toczą.

Wpłynie do pana niedługo prośba o ustosunkowanie się od obywatelskiego projektu dotyczącego zaostrzenia ustawy aborcyjnej. Jakie to będzie stanowisko?

Nie znam tego projektu. Powtórzę, jak w przypadku in vitro — w tej chwili żadne prace nad zmianą prawa aborcyjnego nie są w ministerstwie prowadzone.

Jako działacz samorządu lekarskiego przekonywał pan, że pakiet onkologiczny ministra Arłukowicza może być niezgodny z konstytucją. Jak pan dziś go ocenia po zamianie ról?

Pakiet dotyczy bardzo ciężko chorych osób i ogromnych pieniędzy, stąd budzi duże emocje. Wprowadzimy zmiany - ograniczymy biurokrację poprzez uproszczenie karty diagnostyki i leczenia onkologicznego (DiLO), która prowadzona będzie wyłącznie w formie elektronicznej. Zniesiony zostanie obowiązek organizacji wielodyscyplinarnego zespołu terapeutycznego - konsylium będzie nieobowiązkowe, ale jeżeli się odbędzie, zostanie sfinansowane. Chciałbym doprowadzić do sytuacji, w której to nie fakt posiadania karty, tylko rozpoznanie będzie decydować o szybkiej ścieżce leczenia.

Rozmawiał Andrzej Stankiewicz

"Rzeczpospolita": Likwidacja Narodowego Funduszu Zdrowia już jest przesądzona. Ale właściwie nie powiedział pan do tej pory, czemu ma to służyć. Co pacjenci będą mieć z finansowania służby zdrowia bezpośrednio przez budżet państwa?

Minister zdrowia Konstanty Radziwiłł: Przede wszystkim chodzi o zapewnienie dostępu do publicznego systemu służby zdrowia wszystkim, którzy tego potrzebują. Niestety w tej chwili tak nie jest. Około 2,5 mln Polaków nie płaci składek na NFZ. W ubiegłym roku prawie pół miliona osób przyszło do lekarza i dowiedziało się, że nie dostaną darmowej pomocy. To realny problem, bo przecież najczęściej są to niezamożni ludzie. Ubezpieczenia nie mają choćby młodzi, pracujący na umowach o dzieło. System składek na NFZ doprowadził do stworzenia przed nimi bariery dostępu do leczenia.

Pozostało 93% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Polityka
"To nie jest prawda". Bosak odpowiada na zarzut ambasadora Izraela
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Polityka
Wybory samorządowe 2024. Kto wygra w Krakowie? Nowy sondaż wskazuje na rolę wyborców PiS
Polityka
Małgorzata Wassermann poparła pośrednio kandydata PO w Krakowie
Polityka
Jarosław Kaczyński odwołuje swoją przyjaciółkę z zarządu "Srebrnej"
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Polityka
Wybory 2024. Kto wygra drugie tury?