– Zmiana koniunktury na rynku pracy może nieco ułatwić pracodawcom pozyskiwanie kandydatów, którzy odpowiadają ich oczekiwaniom –mówi Mateusz Żydek z Randstad Polska. – Mniej ofert pracy sprawia, że na jedną statystycznie będzie przypadać więcej kandydatów, co dawałoby większe szanse na znalezienie osoby najlepiej dopasowanej do wymagań. Oczywiście to statystyka, bo rzeczywistość może pokazać, że na stanowiska wysoko wyspecjalizowane wciąż niemal niemożliwe będzie pozyskanie odpowiednio przygotowanego kandydata – zauważa Żydek.
Ekspert dodaje, że w czasach schłodzenia koniunktury firmy niechętnie obniżają wymagania. Jeśli mają problem z rekrutacją, najczęściej zostawiają stanowisko nieobsadzone.
Robot pomoże
Dominik Malec, dyrektor regionalny w ManpowerGroup, zauważa, że antidotum na problemy z dostępem do pracowników są m.in. inwestycje w automatyzację procesów.
Grzegorz Bartol, wiceprezes firmy Bartex: – Brakuje nam rąk do pracy, wskaźnik bezrobocia w naszej gminie wynosi jedynie 1,8 proc. W takich warunkach jedyną sensowną rzeczą jest modernizacja i podniesienie wydajności dzięki robotom. Właśnie instalujemy dwa urządzenia, sądzimy, że pozwolą nam zaoszczędzić pracę ośmiu pracowników – mówi Bartol. —współpraca Aleksandra Ptak-Iglewska Katarzyna Kucharczyk
Tomasz Walenczak dyrektor ManPowerGroup
Wzrost odsetka polskich firm, które mają trudności z obsadzeniem miejsc pracy, wiąże się głównie z ograniczonym dostępem do zasobów pracy. Technologia wymusza na pracownikach nieustanne zdobywanie nowych umiejętności. Nie wszyscy nadążają, rośnie grupa osób niedopasowanych do potrzeb pracodawców. Rynek pracy w Polsce będzie reagował na sytuację gospodarczą, firmy ostrożnie będą podchodzić do wszelkich inwestycji w kapitał ludzki, zwłaszcza w I kwartale 2020 r.
Ostra faza spowolnienia już za nami
W 2019 r. polska gospodarka urosła o 4 proc., po 5,1 proc. w 2018 r. – oszacował wstępnie Główny Urząd Statystyczny. To wynik rozczarowujący na tle prognoz, które ekonomiści formułowali jeszcze w grudniu. Wtedy przeciętnie oceniali, że wzrost PKB Polski wyhamował do 4,2–4,3 proc. Z drugiej strony na początku 2019 r. wśród ekonomistów dominowały prognozy, że zakończy się on wzrostem PKB o 3,8 proc., a najwięksi optymiści oczekiwali wyniku na poziomie 4–4,1 proc. Środowe dane GUS sugerują, że gospodarka wyraźnie straciła impet pod koniec ubiegłego roku. Ekonomiści przeciętnie szacują (oficjalne dane opublikowane zostaną za miesiąc), że PKB zwiększył się w minionym kwartale o 2,9 proc. rok do roku, najmniej od trzech lat – po 3,9 proc. w trzecim kwartale. W świetle tych prognoz roczna dynamika PKB miałaby zmaleć w ciągu trzech miesięcy aż o 1 pkt proc. Ostrzej polska gospodarka zahamowała tylko w I kwartale 2016 r. – w związku z załamaniem inwestycji, podyktowanym cyklem wydatkowania unijnych funduszy. Wtedy kolejne kwartały przyniosły stabilizację wzrostu PKB w okolicy 3 proc. rocznie. Tego samego ekonomiści spodziewają się w najbliższym czasie. A to oznacza, że nawet przyjmując najbardziej pesymistyczne scenariusze na 2020 r. – zakładające wzrost PKB o 2,5–2,8 proc. – najostrzejsza faza spowolnienia gospodarczego jest już za nami. Tymczasem nawet optymiści nie spieszą się z rewidowaniem swoich prognoz. – Wzrost PKB w 2020 r. o 3,5 proc. jest nadal realny – ocenili w komentarzu do środowych danych GUS ekonomiści z Banku Ochrony Środowiska. Jak wyjaśnili, polskiej gospodarce pomagać powinna m.in. poprawa koniunktury na świecie.