Unijni ministrowie po długiej dyskusji doszli w nocy z wtorku na środę do porozumienia w sprawie reformy Wspólnej Polityki Rolnej (WPR). Ich propozycja znacząco osłabia klimatyczne cele, które zaproponowała Komisja Europejska. Ostateczna decyzja zapadnie w porozumieniu z Parlamentem Europejskim, ale tam też powstała koalicja na rzecz mniej zielonej polityki rolnej.
Czytaj także: Eksport polskiej żywności wzrósł o 6 proc. pomimo pandemii
Za pięknymi słowami
Około 48 mld euro rocznie płynie z unijnego budżetu na dopłaty bezpośrednie dla rolników w UE. Polacy dostają z tego około 3,4 mld euro. Poziom subwencji zależy od ilości hektarów i jest po prostu rentą wypłacaną rolnikom z pieniędzy, na które składają się wszyscy podatnicy. Ponieważ sektor rolny jest istotnym źródłem emisji CO2, to Bruksela chciałaby, żeby też – jak pozostałe branże gospodarki – zaangażował się w walkę za zmianą klimatyczną. Dlatego zaproponowano, żeby przynajmniej 30 proc. pieniędzy z 1. filara WPR (czyli głównie dopłat bezpośrednich) było powiązane z działaniami na rzecz klimatu. Natomiast w 2. filarze, czyli środkach przeznaczonych na rozwój obszarów wiejskich, ten wskaźnik miałby być wyższy: 35 proc.
Obie instytucje współdecydujące o kształcie nowej WPR chcą istotnego osłabienia tych ambicji. W unijnej Radzie, czyli gronie ministrów rolnictwa, m.in. pod presją Polski, zdecydowano o obniżeniu tego wskaźnika: w 1. filarze z 30 do 20 proc., ze stopniową implementacją. Ponadto usunięto z pierwotnej propozycji nowe ambitne podstawowe standardy ekologiczne dotyczące wszystkich rolników ubiegających się o dopłaty bezpośrednie. W 2. filarze Rada zostawiła wskaźnik przynajmniej 35 proc. na cele klimatyczne. Ale de facto znacznie zmniejszono środki dostępne dla ekologicznych rolników, bo zdecydowano, że do owych 35 proc. mogą być zaliczane tzw. obszary ograniczeń naturalnych, czyli np. gospodarstwa górskie. Z definicji należałoby je – zdaniem ministrów – uznać za zielone w 100 proc., choć zdaniem ekologów nie jest to prawdą.