Jakub Szulc: Kłopoty finansowe będą się pogłębiać

Zapowiada się kolejny niełatwy rok dla placówek w sieci. Coraz więcej i coraz głośniej będzie się mówiło o nieuniknionych procesach konsolidacji – mówi Jakub Szulc, były wiceminister zdrowia, dyrektor obszaru ochrony zdrowia w EY

Aktualizacja: 17.12.2019 13:09 Publikacja: 16.12.2019 18:39

Jakub Szulc

Jakub Szulc

Foto: Fotorzepa/Robert Gardziński

Czy funkcjonująca już ponad dwa lata sieć szpitali poprawiła sytuację placówek?

Na wyniki systemu podstawowego szpitalnego zabezpieczenia świadczeń opieki zdrowotnej (PSZ) trzeba spojrzeć przez pryzmat tego, jakie cele i założenia formułowano w momencie wdrożenia reformy. Projekt miał zwiększyć dostępność do świadczeń, zoptymalizować sposób ich udzielania, zmniejszyć liczbę oddziałów specjalistycznych, dać dyrektorom większą elastyczność w zarządzaniu i zapewnić bezpieczeństwo finansowe jednostkom w sieci. Dane pokazują, że – bez względu na to jak te założenia zrealizowano – nowy system naprawdę niewiele zmienił.

Podtrzymuje pan opinię sprzed roku, że sieć zabetonowała status quo?

Spójrzmy chociażby na dostęp do świadczeń zdrowotnych: są one wykonywane w podobnej liczbie co przed wprowadzeniem sieci. Nie zmienił się także zakładany przez twórców PSZ sposób ich udzielania – nie zauważyłem przesuwania się świadczeń z hospitalizacji w kierunku procedur ambulatoryjnych. Zabrakło zachęt do tego, by rezygnować z – często niepotrzebnego i obarczonego ryzykiem powikłań, choćby w postaci zakażeń szpitalnych – kładzenia pacjenta do szpitala na korzyść leczenia go w przychodni czy w ramach procedury jednodniowej. Podobna pozostała także liczba oddziałów specjalistycznych, które miały się przesunąć ze szpitali wąskoprofilowych do placówek o charakterze ogólnym.

Co z bezpieczeństwem finansowym? Są dyrektorzy, którym odpowiada, że przez cały rok muszą się poruszać w granicach określonej kwoty. Większość jednak narzeka, że po likwidacji nadwykonań musi dokładać do leczenia.

Nowy sposób finansowania sprawdził się w przypadku niewielkiej liczby placówek. Inne tęsknią za starym systemem nadwykonań, który – choć niedoskonały – pozwalał odzyskać część pieniędzy przeznaczonych na procedury nieujęte w kontrakcie z NFZ. Odzyskiwały je po długich negocjacjach, ale zwykle mogły liczyć na zwrot wynoszący 60 proc. kwoty zakładanej w kontrakcie. Teraz nadwykonania nie obowiązują. Owszem, można przekroczyć wartość ryczałtu, ale określający go algorytm skonstruowano w taki sposób, by najbardziej opłacało się wykonać od 98–102 proc. wartości ryczałtu. To gwarantuje uzyskanie jak najwyższej wyceny punktu rozliczeniowego. Dyrektor szpitala może wybrać – wycena punktu czy realizacja jak największej liczby świadczeń, która może zapewnić wyższy kontrakt na kolejny okres rozliczeniowy. Może, ale nie musi, bo to, czy dostanie więcej pieniędzy, zależy od tego, czy pozostałe szpitale w województwie swojego kontraktu niedowykonały, uwalniając w ten sposób środki z ogólnej puli.

Jednak nawet ci, którym udało się podnieść wartość ryczałtu, narzekają na kłopoty finansowe.

I będą się one pogłębiać. W ostatnim roku zaistniało wiele czynników niezależnych, które wpłynęły na zarządzanie szpitalami. Mam na myśli przede wszystkim ogromną presję płacową, która przynajmniej w części została wyzwolona przez czynniki regulacyjne. Ustawowe zagwarantowanie specjalistom decydującym się dyżurować tylko w jednym szpitalu pensji na etacie w wysokości 6,75 tys. zł brutto i wprowadzenie płacy minimalnej dla pracowników ochrony zdrowia są ogromnym ciężarem dla szpitali. W dodatku nie mogą jej skompensować nadwykonaniami. Do tego dochodzi ogromna presja płacowa ze strony personelu – nie tylko lekarzy, pielęgniarek i ratowników medycznych, ale też fizjoterapeutów czy diagnostów laboratoryjnych.

Kolejny rok będzie rokiem jeszcze większych kłopotów finansowych?

Spodziewam się, że presja na podniesienie wynagrodzeń nie ustanie i skonsumuje znakomitą część wzrostu środków na ochronę zdrowia. Warto w związku z tym przyjrzeć się taryfom świadczeń, czyli temu, co szpitalom płaci NFZ. Bo przy takiej dynamice wynagrodzeń i wzroście płacy minimalnej od 1 stycznia 2020 r. te wyceny przestaną być w jakikolwiek sposób adekwatne do rzeczywistych kosztów. Dotychczas przyjmowało się, że dobry szpital to taki, w którym koszty wynagrodzeń nie przekraczają 60 proc. Teraz w zdecydowanej większości szpitali koszty wynagrodzeń wynoszą powyżej 70 proc., co oznacza, że szpitale nie mają szansy się bilansować na działalności medycznej.

Jak sobie z tym poradzić?

Coraz więcej i coraz głośniej będzie się mówiło o procesach konsolidacji placówek, które są nieuniknione. Duże znaczenie będzie miał efekt skali – wspólne ustalenia co do zakresów świadczeń, łączenie oddziałów czy wspólne zakupy leków czy materiałów.

Czy funkcjonująca już ponad dwa lata sieć szpitali poprawiła sytuację placówek?

Na wyniki systemu podstawowego szpitalnego zabezpieczenia świadczeń opieki zdrowotnej (PSZ) trzeba spojrzeć przez pryzmat tego, jakie cele i założenia formułowano w momencie wdrożenia reformy. Projekt miał zwiększyć dostępność do świadczeń, zoptymalizować sposób ich udzielania, zmniejszyć liczbę oddziałów specjalistycznych, dać dyrektorom większą elastyczność w zarządzaniu i zapewnić bezpieczeństwo finansowe jednostkom w sieci. Dane pokazują, że – bez względu na to jak te założenia zrealizowano – nowy system naprawdę niewiele zmienił.

Pozostało 87% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Wydarzenia
RZECZo...: powiedzieli nam
Wydarzenia
Nie mogłem uwierzyć w to, co widzę
Wydarzenia
Polscy eksporterzy podbijają kolejne rynki. Przedsiębiorco, skorzystaj ze wsparcia w ekspansji zagranicznej!
Materiał Promocyjny
Jakie możliwości rozwoju ma Twój biznes za granicą? Poznaj krajowe programy, które wspierają rodzime marki
Wydarzenia
Żurek, bigos, gęś czy kaczka – w lokalach w całym kraju rusza Tydzień Kuchni Polskiej