Groteskowa rozgrywka o Trybunał Konstytucyjny

Politycy PO i PiS sprowadzili poważną sprawę do poziomu groteski. Być może więc wizja sędziów Trybunału Konstytucyjnego, ścigających prezydenta po sejmowych korytarzach w celu złożenia ślubowania, przystaje do poziomu naszej polityki – pisze sędzia.

Aktualizacja: 24.11.2015 21:44 Publikacja: 23.11.2015 21:03

Groteskowa rozgrywka o Trybunał Konstytucyjny

Foto: Fotorzepa, Marta Bogacz

Jako sędzia sądu powszechnego nie mam specjalnych powodów, by orzecznictwo Trybunału Konstytucyjnego darzyć szczególną sympatią, zwłaszcza w okresie sprawowania prezesury przez prof. Andrzeja Rzeplińskiego. Z przykrością muszę stwierdzić, że orzecznictwo TK pod jego przewodnictwem systematycznie przesuwało granice niezależności władzy sądowniczej na korzyść władzy ustawodawczej i wykonawczej. Zatem wobec ostatnich wydarzeń dotyczących TK warto stanąć po stronie dobra i słuszności, możliwie bezstronnie ustosunkowując się do zamieszania związanego z tym organem.

Platformy krok dalej

Od lat dobór sędziów Trybunału Konstytucyjnego ma charakter polityczny, ponieważ zgodnie z konstytucją są oni powoływani przez Sejm. Co więcej, prawo do zgłaszania kandydatów mieli i mają wyłącznie posłowie. W rezultacie zawsze przyjmowane są kandydatury zgłaszane przez aktualną większość sejmową. Tak było w latach 2005–2007, gdy sędziów TK powoływała koalicja PiS–LPR–Samoobrona, oraz w latach 2007–2015, gdy byli oni powoływani przez koalicję PO–PSL.

Wybór dokonany przez posłów określonej opcji politycznej nie oznacza, że dany sędzia musi być bezwzględnie posłuszny rekomendującej go partii. Niemniej politycy są głęboko zainteresowani obsadzeniem Trybunału przez „swoich" sędziów, którzy – przynajmniej pod względem światopoglądowym – będą bliscy programowi partii aktualnie rządzącej.

W roku 2015 doszło do specyficznej sytuacji. Kadencje trzech sędziów Trybunału (Marii Gintowt-Jankowicz, Wojciecha Hermelińskiego i Marka Kotlinowskiego) upływały 6 listopada, czyli w okresie między kadencjami Sejmu, gdyż ostatnie posiedzenie poprzedniej kadencji odbyło się w dniach 8–9 października, a pierwsze posiedzenie nowego Sejmu zaczęło się 13 listopada.

Taka sytuacja mogła rodzić wątpliwości: której kadencji Sejm powinien dokonać wyboru na trzy zwalniane stanowiska? Zgodnie z praktyką, która zakładała wybór sędziów przed upływem kadencji ich poprzedników, wyboru powinien dokonać Sejm poprzedniej kadencji. Inna sytuacja doprowadziłaby do naruszenia zasady ciągłości składu Trybunału, gdyż nowy Sejm żadną miarą nie zdołałby wybrać trzech sędziów przed 6 listopada 2015 r. I – gdyby tak się stało – zapewne nie byłoby obecnego zamieszania. Niestety, posłowie Platformy Obywatelskiej postanowili pójść o krok dalej i obsadzić w poprzedniej kadencji także dwa kolejne stanowiska sędziowskie, które zostaną zwolnione w dniach 2 i 8 grudnia 2015 r. przez prof. Teresę Liszcz i prof. Zbigniewa Cieślaka.

Skok PO na Trybunał zakończył się pełnym powodzeniem. Nowa ustawa weszła w życie 30 sierpnia, a w dniu 8 października Sejm VII kadencji wybrał nie trzech, ale pięciu nowych sędziów Trybunału.

 Nie było to możliwe pod rządami dotychczasowej ustawy, zatem ówczesna sejmowa większość 25 czerwca 2015 r. uchwaliła nową ustawę o Trybunale, która (w art. 137) przewidywała specjalny tryb powoływania sędziów na stanowiska zwolnione w roku 2015, ustanawiając termin do zgłaszania kandydatów na dzień 30 sierpnia tego roku. Skutkowało to możliwością dokonania w poprzedniej kadencji wyboru także na dwa dodatkowe stanowiska sędziowskie zwalniane w grudniu 2015 roku.

Polityczny łup

Nowe regulacje wywołały zastrzeżenia natury konstytucyjnej, zwłaszcza w zakresie powołania dwóch dodatkowych sędziów, ale także w innych kwestiach, które wykraczają poza ramy niniejszego artykułu. Poseł Robert Kropiwnicki (PO) wszelkie zastrzeżenia skwitował jednak stwierdzeniem: „Proszę się nie bać, dla wszystkich wystarczy". Trudno o bardziej wymowne podsumowanie podejścia do TK w ramach podziału politycznych łupów.

Po wyborach dotychczasowa opozycja stała się partią rządzącą, a partia przez osiem lat sprawująca władzę zasiadła w ławach opozycji. Trudno się dziwić, że jedną z pierwszych inicjatyw nowej partii rządzącej było uregulowanie kwestii ustawy o Trybunale Konstytucyjnym. Niestety, sposób, w jaki politycy PiS to zrobili, nie tylko – wbrew ich deklaracjom – nie uporządkował sytuacji, ale wręcz dodatkowo ją skomplikował.

Przede wszystkim zwraca uwagę tryb uchwalenia tej ustawy. Nie tylko nie została ona poddana konsultacjom, ale niezwykła szybkość jej uchwalenia – całość procesu legislacyjnego trwała łącznie siedem dni – urąga zasadom prawidłowej legislacji, zwłaszcza w tak istotnej ustrojowo kwestii.

Ważniejsza jest jednak treść nowej ustawy. Treść, która wzbudza równie wielkie wątpliwości konstytucyjne, jak poprzednia ustawa autorstwa PO, a w dodatku stwarza sytuację pata konstytucyjnego, z którego niezwykle trudno będzie wybrnąć. Przez pospieszną pracę nad projektem sami politycy PiS nie zauważyli, jakiej treści przepisy w istocie uchwalili. Treść ustawy bowiem – czytana literalnie – w istotny sposób rozmija się z deklarowanymi intencjami projektodawców.

Po pierwsze, nowa ustawa nie daje prezydentowi uprawnienia do odmowy przyjęcia ślubowania od sędziów wybranych w październiku. Przeciwnie – możliwości działania ze strony prezydenta zostają w nowym stanie prawnym istotnie ograniczone. Zgodnie z nowym brzmieniem art. 21 ust. 1 ustawy osoba wybrana na stanowisko sędziego składa ślubowanie wobec prezydenta RP w terminie 30 dni od wyboru. Oznacza to, że nowy sędzia ma obowiązek złożyć ślubowanie, a prezydent musi przyjąć to ślubowanie w terminie 30 dni. Tym samym prezydent nie będzie mógł stosować obstrukcji w postaci przewlekania momentu przyjęcia ślubowania – dotychczas taką możliwość miał i z niej korzystał.

Po drugie, brak złożenia ślubowania w terminie 30 dni nie oznacza wygaśnięcia mandatu wybranego sędziego. Nigdzie taki rygor nie jest zapisany, wobec czego termin ten należy rozumieć jedynie instrukcyjnie.

Po trzecie, nowa ustawa nie przewiduje wygaśnięcia z mocy prawa mandatów pięciu sędziów wybranych w październiku 2015 roku. Przepis art. 137a nowej ustawy przewiduje jedynie specjalny termin do zgłaszania kandydatów na stanowiska opróżniane w roku 2015 (termin ten wynosi siedem dni od wejścia w życie ustawy, czyli upływa 11 grudnia 2015 roku, podczas gdy w innych przypadkach jest to 30 dni przed wygaśnięciem kadencji danego sędziego). Przepis ten – wbrew deklarowanej w mediach intencji projektodawców – nie stwarza uprawnienia do ponownego wyboru pięciu sędziów TK. Określa tylko termin zgłaszania kandydatur na zwalniane stanowiska. Problem polega na tym, że sędziowie na te stanowiska zostali już wybrani, wobec czego – o ile sami nie zrzekną się urzędu – przepis ten pozostanie martwy, bo w roku 2015 nie pozostanie żadne wolne stanowisko sędziowskie do obsadzenia w trybie nowej ustawy.

Co jednak najistotniejsze, nowelizacja ustawy o TK nie działa wstecz. Żaden przepis przejściowy tak nie stanowi i stanowić nie może. Tym samym nowa ustawa nie niweluje skuteczności wyboru sędziów TK dokonanego w październiku i nie otwiera drogi do powołania nowych sędziów, o ile dotychczasowi sędziowie sami nie zrzekną się urzędu. Dotyczy to zarówno trzech sędziów, których wybór nie budzi wątpliwości konstytucyjnych, jak i dwóch sędziów „grudniowych", których wybór takie wątpliwości może budzić.

Pozostaje kwestia dalszego postępowania w tej sprawie. Zgodnie z literalną wykładnią nowej ustawy nic istotnego zmienić się nie powinno. Prezydent powinien niezwłocznie przyjąć ślubowanie od sędziów wybranych w październiku 2015 roku (bo termin 30 dni od wyboru już upłynął), w przeciwnym bowiem razie naraża się na zarzut niedopełnienia obowiązków. Wybór nowych sędziów nie będzie możliwy, bo żadne nowe stanowisko się nie zwolni. Kolejny sędzia TK zostanie wybrany na mocy nowej ustawy dopiero w kwietniu 2016 r., po wygaśnięciu kadencji prof. Mirosława Granata.

To wariant optymistyczny. Rządząca większość nie po to zmieniała ustawę, żeby nic się nie zmieniło. Może się zatem pojawić taka interpretacja nowej ustawy, która pozwoli wykorzystać przepis o skróconym terminie składania kandydatur do wyłonienia nowej grupy sędziów. Wówczas może powstać poważny problem konstytucyjny, gdyż liczba wybranych sędziów będzie większa niż dopuszczalny 15-osobowy skład TK.

Ślubowanie listem

Sposobem wyjścia z pata mogłoby być złożenie rezygnacji z urzędu przez sędziów mających objąć swe urzędy w grudniu 2015 roku (czyli prof. Bronisława Sitka i prof. Jana Sokalę), ale to ich osobista decyzja. Innym pomysłem jest złożenie ślubowania przez wybranych sędziów w formie pisemnej i przesłanie roty ślubowania listem poleconym za zwrotnym poświadczeniem odbioru. Albo nawet wykorzystać do złożenia ślubowania przypadkowe spotkanie z prezydentem Andrzejem Dudą.

Są to koncepcje nielicujące z powagą Trybunału. Jednakże to przecież politycy obu głównych partii sprowadzili poważną sprawę do poziomu groteski, więc być może wizja sędziów TK, ścigających prezydenta po sejmowych korytarzach w celu złożenia ślubowania, przystaje do poziomu naszej polityki.

Autor jest sędzią Sądu Okręgowego w Płocku, wiceprezesem SSP „Iustitia"

Opinie polityczno - społeczne
Mariusz Janik: Twarz, mobilizacja, legitymacja, eskalacja
Opinie polityczno - społeczne
Bogusław Chrabota: Śląsk najskuteczniej walczy ze smogiem
Opinie polityczno - społeczne
Jerzy Surdykowski: My, stare solidaruchy
analizy
Lewica przed największym wyzwaniem od lat. Przez Tuska straciła powagę
Opinie polityczno - społeczne
Elżbieta Puacz: Od kiedy biologicznie zaczyna się życie człowieka i co to oznacza w kwestii aborcji